Tag Archives: Zielona Sowa

“Niesforny miś polarny” Amelia Cobb

Po jednej z ulubionych serii książkowych mojej córki, czyli “Zaopiekuj się mną”, z której przeczytałyśmy już niemal wszystko, przyszła teraz pora na nowy cykl Zielonej Sowy, na serię “Zosia i jej ZOO”. Prędzej czy później musiałyśmy sięgnąć po książeczki o Zosi, bo która dziewczynka nie chciałaby poczytać opowieści o swojej imienniczce?

Zosia Parkowska, bohaterka opowieści o niesfornym misiu, mieszka w Azylu Zoologicznym, prowadzonym przez dziadka Horacego. Natomiast mama Zosi – Lena – pracuje w azylu jako weterynarz. Do zoo trafiają opuszczone zwierzęta, które nie mają się gdzie podziać, chore lub słabe oraz wszystkie te, które wymagają jakiejkolwiek pomocy. Niektóre z nich już na zawsze zostają w Azylu. Zosia pomaga przy zwierzętach jak może, opiekując się nimi, karmiąc je lub spędzając z nimi po prostu czas. Jednak Zosia nie jest taką zupełnie zwyczajną dziewczynką. Owszem, chodzi do szkoły, ma swoje obowiązki i zadania. Jednak dziewczynka ma też pewien bardzo wyjątkowy sekret – potrafi porozumiewać się ze zwierzętami. Rozumie ich mowę, ich chrumkania, pomruki, miauczenia, powarkiwania i piski, a one rozumieją, co Zosia mówi do nich. O sekrecie dziewczynki wie tylko jej najbliższy zwierzęcy przyjaciel – lemur Mip. Zosia nikomu nie mówi o swoich zdolnościach, trzyma je w sekrecie i dzieli się nimi wyłącznie z Mipem oraz z innymi zwierzętami. Dziadek Horacy podarował jej też kiedyś naszyjnik z zawieszką w kształcie łapki, który otwiera wszystkie drzwi w Azylu, więc dziewczynka w razie potrzeby jest w stanie zajrzeć do każdego zwierzaka, który akurat potrzebuje jej pomocy. Dziewczynka uwielbia mieszkać w Azylu i kiedy tylko może, odwiedza dziadka w jego domu. Dziadek Horacy bardzo często podróżuje i często wyjeżdża, a jego dom – jak twierdzi dziewczynka – to najbardziej niezwykły ze wszystkich domów na świecie.

str. 52 – “Ulubionym miejscem Zosi była stara sala balowa, gdzie przed laty urządzano eleganckie przyjęcia, a teraz mieszkały tam motyle z Azylu Zoologicznego, między innymi niezwykle rzadki, jaskraworóżowy gatunek odkryty przez dziadka, nazwany nawet na cześć Zosi!”.

Tymczasem do zoo przyjeżdża właśnie nowa polarna niedźwiedziczka, Śnieżka, która trafia na wybieg, gdzie już mieszka Bella – trochę starsza od Śnieżki niedźwiedzica. Czy misie się polubią? Bardzo żywiołowa Śnieżka i spokojna, raczej nieśmiała Bella, mają przed sobą kilka trudniejszych dni. W międzyczasie Zosia szykuje przyjęcie urodzinowe dla mamy. Wymyśliła, że urządzi je z pomocą misiów, na ich wybiegu, w igloo, ale niedźwiedzice średnio się ze sobą dogadują i dziewczynka musi znaleźć sposób, by zwierzęta się ze sobą zaprzyjaźniły. No i żeby były szczęśliwe.

str. 27 – “Najpierw Zosia ujrzała tylko małą puszystą kulkę. Później kulka poruszyła się, ukazując białą twarzyczkę z dużymi, ciemnymi oczami, kudłatymi uszkami oraz czarnym pyszczkiem, który badał otoczenie z zaciekawieniem”.

“Niesforny miś polarny” to ciepła i wesoła opowieść o przyjaźni, ze ślicznymi ilustracjami Sophy Williams. Obrazki nie są kolorowe, ale mają w sobie tyle życia, że to w ogóle nie przeszkadzało. No i jest ich dużo. Jak się domyślacie, ilość i jakość ilustracji, to główne punkty, które ocenia moja córka w przypadku książek dla dzieci. I jeśli obrazki są ładne i dopracowane, nie muszą być kolorowe. Do tego prosty język, duży druk i nieskomplikowany tekst czynią z tej książeczki idealną pozycję dla wszystkich dzieci od sześciu lat wzwyż. Myślę nawet, że z pomocą rodziców również pięciolatki będą się przy tej książce dobrze bawić i na pewno wyniosą z niej coś wartościowego. Starsze dzieci na pewno chętnie poczytają samodzielnie, młodsze oczywiście wraz z rodzicami lub rodzeństwem.

Moja ośmiolatka, lubiąca wszelkie małe i duże zwierzaki, uznała że bardzo chętnie przeczyta inne książeczki z cyklu. Bardzo podobały jej się wszystkie książkowe zwierzęta i zabawne sytuacje, które im się przydarzały, a w szczególności scena, gdy podawały one swoje propozycje idealnych zabaw na przyjęcie. Oczywiście można się domyślić, że owe pomysły kiepsko nadawały się dla ludzi. No i muszę koniecznie jeszcze zacytować moje dziecko: “Bardzo podoba mi się rozmawianie książkowej Zosi ze zwierzętami i też bym chciała mieć taki talent. Wiedziałabym wtedy, co mówią moje papużki”.

Książeczkę polecam wszystkim dzieciom, które kochają zwierzęta i które marzą o tym, by pogłaskać takiego puchatego, małego polarnego misia.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu Zielona Sowa.

*cytaty pochodzą z książki

“W mgnieniu oka” Kiki Thorpe

“Pewnego razu w Nibylandii” to nowa seria opowieści dla dziewczynek, rozgrywająca się w klimacie i towarzystwie disneyowskich wróżek, Dzwoneczka, Bryłki i Królowej Klarion. To z całą pewnością gratka dla najmłodszych czytelniczek, które uwielbiają Dzwoneczka, jej przyjaciółki, oglądają każdy poświęcony im film i marzą o tym, by móc kiedyś odwiedzić Nibylandię i Przystań Elfów.

Głównymi bohaterkami książki “W mgnieniu oka” nie są tym razem wróżki, a cztery zwyczajne dziewczynki: Kate, Mia, Lilli oraz Gabi. Dziewczynki bawią się właśnie na podwórku, kiedy kompletnie przypadkowo i całkowicie niechcący, zostają przeniesione do Nibylandii. Bryłka bardzo przeprasza za swoje niedopatrzenie, kiedy to za sprawą swego mrugnięcia, niestety zupełnie bezwiednie, zabrała dziewczynki ze sobą ze świata ludzi. Niezgrabki – jak nazywają ludzi wróżki – nie powinny się znaleźć w świecie wróżek. No ale skoro już się znalazły, to trudno. Gorszym problemem jest fakt, że powrót do ich świata, nie jest niestety ani prosty, ani zwyczajny. Nibylandia, pozostając w ciągłym ruchu, czasem znajduje się bliżej świata realnego, czasem dalej, a wróżki nie mają na to żadnego wpływu. Aby dziewczynki mogły się przenieść, wyspa powinna znajdować się jak najbliżej. I kiedy wróżki wyliczają właśnie ten moment, dziewczynki mają czas, by zwiedzić Przystań Elfów, Drzewo Domowe, poznać Dzwoneczka, Terencja, Królową Klarion oraz wiele innych wróżek, w których istnienie dotychczas wierzyła tylko najmłodsza z nich – Gabi.

Kiedy w końcu nadchodzi chwila, gdy Bryłka będzie mogła przenieść dziewczynki z powrotem do świata ludzi, okazuje się, że nikt nie wie, gdzie podziała się Kate… A bez niej przecież nie mogą wrócić do domu…

Historia, którą opisała Kiki Thorpe, ściśle związana jest z Nibylandią, a sama autorka ma już na swoim koncie książeczki o wróżkach. Przygoda dzieci w Przystani Wróżek będzie dla czytelniczek cudowną opowieścią, zwłaszcza jeśli lubią one Dzwoneczka i inne wróżki.

str. 31 – “Jeśli chcecie zrozumieć, co poczuły dziewczynki, gdy pierwszy raz zobaczyły Przystań Elfów, spróbujcie sobie wyobrazić swój najcudowniejszy sen. Może było w nim mnóstwo słońca, grała piękna muzyka albo czuć było zapach kwitnących pomarańczy? Może znalazłyście ukryty skarb? A może w tym śnie wszystko było możliwe?”.

Poza zwiedzeniem pięknej krainy, jaką niewątpliwie jest Nibylandia, czytelniczki poznają moc przyjaźni, współpracy oraz dowiedzą się, czym jest szczerość i odpowiedzialność. Wyborów, jakich przyjdzie im dokonać, dokonywać musimy też w naszym życiu, choć dotyczą one oczywiście innych spraw i odmiennych sytuacji. Problemy, z jakimi borykają się bohaterki książki, również nam, realnym ludziom, nie są obce.

Autorka pisze prostym, zrozumiałym dla dzieci językiem, krótkimi i niezawiłymi zdaniami, dzięki czemu z odbiorem opowieści nie będą miały problemu nawet siedmiolatki. Również te, które czytają już same. Moja ośmioletnia córka jest chętna na lekturę kolejnych części serii, zwłaszcza że kilka wątków nie zostało tu jeszcze rozwiązanych. Ogólnie książka jej się podobała, a przygody dziewczynek uznała za interesujące i ciekawe, a muszę nadmienić, że nie jest ona jakąś zagorzałą fanką Dzwoneczka. Na pewno sięgniemy po inne książki autorki, by dowiedzieć się, jak historia czterech przyjaciółek się rozwinie i jak ich losy potoczą się dalej. “W mgnieniu oka” to pierwszy tom nowego cyklu książek Wydawnictwa Zielona Sowa. Następne części to: “Między światami”, “Szczęśliwy dmuchawiec” oraz “We mgle”.

str. 66 – “Tylko Kate leżała jeszcze przez dłuższy czas. Była zbyt podekscytowana, by zasnąć. Od zawsze marzyła skrycie, że kiedyś przydarzy jej się coś niezwykłego. Teraz wreszcie się to stało, więc nie chciała przegapić ani jednej chwili. Kiedy upewniła się, że pozostałe dziewczynki śpią, zdjęła kołdrę i zeszła z hamaka. Na paluszkach zakradła się do hamaków Bryłki i Dzwoneczka, które również spały. Cichutko rozchyliła gałęzie wierzby i wyszła na zewnątrz”.

Warto wspomnieć też o miłych dla oka ilustracjach autorstwa Jany Christie. Mniejsze i większe obrazki zdobią strony książki i choć nie są kolorowe, bardzo ładnie wtapiają się w akcję i córce bardzo się podobały.

Książeczkę polecam dziewczynkom w wieku od siedmiu lat, również do samodzielnego czytania. Książkowy pobyt w świecie pełnym magii i wróżek, na pewno im się spodoba i okaże się fascynującą przygodą.

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa.


*cytaty pochodzą z książki

“Naszą panią napadli kosmici” Pamela Butchart

Dawno już się tak serdecznie nie uśmiałam podczas lektury książki dla dzieci. Czy raczej podczas lektury jakiejkolwiek książki. “Naszą panią napadli kosmici” to rewelacyjnie i przezabawnie wydana książeczka dla dzieci w wieku od siedmiu lat w górę.

Bohaterami opowieści są uczniowie klasy 2E: Maja, która nam wszystkie wydarzenia opowiada oraz jej bliska przyjaciółka Zosia, mniej bliska koleżanka Marysia i kumpel Franek. Jak wszystkie dzieci, również oni chodzą do szkoły, muszą borykać się ze szkolnymi problemami, czasem spotykają się z niezrozumieniem u rodziców i na dodatek mają nieszczęście posiadać niezbyt sympatyczną wychowawczynię. Pani Nowak jest raczej opryskliwa, złośliwa i za grosz nie ma poczucia humoru. Z całą pewnością nie można nazwać jej miłą ani serdeczną.

str. 33 – “(…) nasza pani nieszczególnie przepada za misiami. To raczej osoba, która nie cierpi szczeniaczków i uważa, że małe kocięta są brzydkie”.

Tymczasem pewnego dnia pani Nowak wita swoich uczniów z uśmiechem na ustach, w makijażu (choć dotąd nigdy się nie malowała), a na jej biurku siedzi pluszowy miś. Maja wraz z przyjaciółmi uważnie obserwuje panią i w końcu dzieci dochodzą wspólnie do wniosku, że stało się coś strasznego. Mianowicie pani Nowak musiała paść ofiarą kosmitów i teraz na sto procent jest jedną z nich. A co najstraszniejsze, planuje teraz inwazję całych hord obcych na Ziemię. Poluje na dziecięce uszy, by umieścić w nich maleńkiego kosmitę o wielkości i kształcie zielonego groszku z długimi cienkimi rączkami i nóżkami. Dzieci oczywiście za żadne skarby świata nie chcą pozwolić na inwazję i robią wszystko, by zdemaskować panią Nowak. Przyczyny, dla których ich pani zachowuje się inaczej niż zazwyczaj, są dla nich całkowicie jasne. No bo przecież co innego może wchodzić w grę, jak nie kosmici?

Ta książka to istna bomba energetyczna. Opowiedziana z perspektywy Mai, uczennicy klasy drugiej szkoły podstawowej, z typowym dla dzieci w tym wieku nagromadzeniem myśli i słów. Siłą tej książki jest jej humor: sytuacyjny, słowny, dotyczący postaci. Salwy śmiechu gwarantowane.

str. 37 – “Zosia przypomniała sobie, że pewnego razu jej ciocia zaczęła wyczyniać różne dziwne rzeczy, na przykład mówiła: “Dzień dobry, Grzegorzu!” do pomarańczy i polewała skrzypce herbatą. Lekarz powiedział, że to z powodu STRESU i kazał jej przez kilka dni odpoczywać w łóżku”.

str. 18 – “Zosia uważa jednak, że jej mama niezbyt dobrze śpiewa. Kiedyś sąsiadka z góry zapukała do ich mieszkania i nawrzeszczała na mamę. Nazwała ją ‘KOSZMARNĄ BABĄ” i powiedziała, że jej śpiew brzmi jak wrzask duszonego kota. Wobec tego postanowiliśmy, że będziemy szpiegować tę sąsiadkę, ponieważ jak słusznie zauważyła Zosia: “Skąd ONA wie, jaki odgłos wydaje duszony kot?”.

Idealnie dostosowany do wieku odbiorcy język sprawia, że dziecko podczas lektury skupia się tylko i wyłącznie na samej akcji, nie musząc zatrzymywać się na trudniejszych słowach. Moja ośmioletnia córka, uczennica właśnie klasy drugiej, stwierdziła że książka jest super śmieszna, zawiera ekstra scenki i jest bardzo pomysłowa. Ogromnie spodobało jej się samo wydanie, bo też Wydawnictwo Zielona Sowa zrobiło dzieciom niespodziankę i książeczka jest pełna nie tylko obrazków, ale przede wszystkim różnych stworków na marginesach. Stworki te, uśmiechnięte, z jednym bądź dwoma oczkami, z mackami i zabawnymi minami, to niesamowity plus książki. I nie ma znaczenia, że obrazki nie są kolorowe, ponieważ jest ich tu mnóstwo, wręcz wysypują się one z kolejnych kartek.

Nie brakuje tutaj też specyficznego dreszczyku emocji, tak uwielbianego przez wszystkie prawie dzieciaki, kiedy to naszym bohaterom grozi jakieś niebezpieczeństwo i zbliża się ono coraz bardziej, jest już tuż tuż, a my nie wiemy, co dalej i czy Maja z przyjaciółmi sobie z tym poradzą. To jest to coś, co powoduje u młodszego czytelnika okrągłe oczy i burzę myśli, czy im się na pewno uda? A jak ich dogonią? A jak nie zdążą? Oczywiście wszystko dostosowane do wieku i dojrzałości emocjonalnej czytelnika.

str. 87 – “Sekretarka weszła, a my wstrzymaliśmy oddech. Znaleźliśmy się w pułapce. Już miałam szepnąć Frankowi, że koniecznie potrzebujemy nowego POMYSŁU, aż tu nagle sekretarka usiadła przy biurku, pod którym się schowaliśmy”.

Książeczka ma trochę ponad 170 stron, a duży wyraźny druk, z wieloma mocno wyróżnionymi wyrazami, ułatwi i z pewnością uatrakcyjni lekturę dzieciom, które czytają już samodzielnie. Tak wydana książka zachęci do czytania nawet tych najbardziej opornych. Mnogość słownych niespodzianek i brak monotonii w tekście przyciągają bowiem wzrok i z miejsca wzbudzają zainteresowanie. Właśnie tak powinno się wydawać książki dla dzieci. Nie dosyć, że historia wciągnie każde szkolne dziecko, to jeszcze graficznie książeczka jest śmieszna, zasypana drobnymi obrazkami, a każda strona ciekawa i zabawna.

My nabrałyśmy ochoty na lekturę kolejnych opowieści Pameli Butchart i z pewnością po nie sięgniemy. Książkę “Naszą panią napadli kosmici” polecam dzieciom w wielu od lat siedmiu oraz ich rodzicom. Bo wierzcie mi, Wy jako dorośli, też będziecie się przy niej zaśmiewać i świetnie bawić.

Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa

*cytaty pochodzą z książki

“Niedźwiadek polarny” Holly Webb


Już od dawna kupujemy i kolekcjonujemy książki Holly Webb. Wszystko zaczęło się od Pusi, a potem poszło z górki. Wycinamy karty kolekcjonerskie, córka ma już nawet kilka gadżetów, które za karty dostała z wydawnictwa, a książeczki stoją sobie równo poustawiane na półce i cieszą oko.

“Niedźwiadka (…)” córka dostała w prezencie od mojej przyjaciółki. Dotychczas bohaterami naszych książeczek Holly Webb były głównie pieski i kotki, teraz przyszła kolej na białego misia. Trzeba dodać, że z lekka magicznego, białego misia.

Główna bohaterka książki, Sara, przebywa u swojego dziadka. Zbliżają się święta, a ponieważ właśnie spadło dużo śniegu, może się zdarzyć, że dziewczynka nie wróci do swoich rodziców na czas, ponieważ drogi są nieprzejezdne. Dziadek, usiłując poprawić smutnej wnuczce humor, opowiada jej przygody, jakie sam przeżył w Arktyce, między innymi o małym niedźwiadku Piotrusiu, którego znalazł wraz ze swoim przyjacielem Alignakiem, Inuitą. Sara uwielbia opowieści dziadka i choć bardzo tęskni za rodzicami, słucha ich z prawdziwą ciekawością. A później, razem z dziadkiem, buduje w ogrodzie małe igloo, a przed nim lepi ze śniegu małego polarnego niedźwiadka. Niedługo później, wraz z dziadkiem, zaszywa się w igloo i tutaj ponownie słucha dziadkowych opowieści. Nagle orientuje się, że świat dziwnie się zmienił, a jej mały, śniegowy niedźwiadek, wcale nie jest już śniegowy.

Mimo, że w książce króluje śnieg, mróz, wiatr i wszechobecna biel, historię przepełnia przyjemne ciepło i specyficzna magia zimy. I chociaż na samym początku, kiedy poznajemy Sarę, nie dzieje się nic magicznego, to moim zdaniem autorce udało się rewelacyjnie uchwycić specyfikę zimowego, bardzo magicznego, krajobrazu. Czytamy i widzimy zaśnieżony ogród, widzimy niedźwiadka, dziewczynkę na śniegu, słyszymy wycie wilków i zdajemy sobie sprawę, że wszystko, co nas otacza, to śnieg, biel i cisza. Są po prostu wszędzie. Chwilami jesteśmy tylko my, Sara i ogromne połacie białej pustyni. I myślę, że jeśli ja, jako osoba dorosła, odbieram to w taki sposób, to dla mojej sześcioletniej córki, książka musiała być bardzo, ale to bardzo czarodziejska. Rzeczywiście ogromnie jej się podobała. Być może też dlatego, że bohater – niedźwiadek polarny – był o wiele bardziej egzotyczny niż pies, kot, królik, kaczuszka czy nawet kucyk, który tak naprawdę był jednorożcem.

Cudowna narracja, prosty język, nieskomplikowane zdania – to już bardzo typowe dla Holly Webb zalety jej książek, które odnajdziemy również w “Niedźwiadku polarnym”. Starsze dzieci poradzą sobie z czytaniem same, duża, wyraźna czcionka na pewno im w tym pomoże. Młodsze pociechy zasłuchają się w głosy swoich rodziców i gwarantuję, że w pokoju będzie cicho jak w Arktyce – książkę bardzo polecam. Myślę, że będzie odpowiednia dla dzieci od czterech do dziesięciu lat, może też troszkę starszych. Kto wie, może spodoba się również dorosłym – mnie się podobała, bo choć kierowana do dzieci, to przecież wiadomo, że w każdym dorosłym tkwi dziecko. Wystarczy je tylko odgrzebać 🙂

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.