Category Archives: Wiersze

262.

Twojej pamięci…


Pomarańczowym ogniem płoną liście tej jesieni,
szarpane wiatrem opadają na pokrytą złotem i czerwienią ziemię.
Wysoko w chmurach szybują spóźnione, jesienne ptaki,
ostatnie klucze dzikich gęsi odlatują na południe.

 
Nie zgasły jeszcze płomyki zniczy na cmentarzach,
nie powiędły świeże kwiaty w wieńcach,
liście nie zdążyły przykryć grobów miękką kołdrą.
Jeszcze słońce ozłaca ścieżki, liczy kasztany pod nogami…

 
Tak pięknie i złoto jest tej jesieni,
A Ty – odszedłeś.
A dopiero ściskałam Cię na powitanie po latach.
I na pożegnanie, kiedy wyjeżdżałam.

 
Czułam to wtedy.
Czułam, że to będzie ostatni raz.
Tak bardzo brakowało Ci powietrza…

 
Już Cię nie uściskam,
a Ty nie uściskasz mnie.
Nie przytulisz mojego dziecka.
Nie porozmawiasz ze mną.
Nie zobaczę błękitu Twoich oczu.

 
Nie doczekałeś już kolejnych świąt,
nie weźmiesz mojej książki do ręki,
nie ubierzesz choinki,
nie uśmiechniesz się i nie powiesz, że wszystko jest dobrze.

 
Zasnąłeś tej nocy. Po cichu, tak samo jak żyłeś.
Po tamtym niemym pożegnaniu.

 
Teraz wreszcie możesz odetchnąć pełną piersią,
Dziadku.

 

4 listopada 2011 r

(z twórczości własnej)

188.

Moje niebo

Przeglądam się w źrenicach
gwiazd błyszczących na niebie…
Są tak blisko, że starczy wyciągnąć rękę,
by dotknąć ich palcami.
Niebo jest ciepłe i atłasowe
w dotyku.
Miękko opada na moje ramiona,
otula je cieniutką pelerynką.
Zamykam oczy.

Daleko od stron rodzinnych,
daleko od rodzinnego domu,
a niebo to samo.
Patrzę w oczy tym samym
gwiazdom,
tuż nade mną zawiesił się
gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy.
Gdyby mogła,
zamachałaby ogonem na powitanie,
bo przecież dobrze się znamy…
Odwiedzała mnie wiele razy
nad dachem rodzinnego domu,
pomagała marzyć,
mówiłam jej “dobranoc”
każdego wieczora,
a ona mrugała do mnie.

I teraz jest tutaj.
Ta sama.
Na tym samym niebie.
Niezmiennie jak stróż.

Z twórczości własnej
więcej oczywiście na mojej stronie

136.

Nareszcie zobaczyłam swój wiersz w “Angorze”, po 7 miesiącach oczekiwań 🙂 No ale juz na samym początku zostałam uprzedzona o długich terminach, tym bardziej mnie teraz to cieszy. A jeszcze bardziej niż ten druk cieszy mnie fakt, że napisali do mnie ludzie, którzy wiersz przeczytali, dostałam bardzo serdeczne i ciepłe maile… Bardzo miło 🙂

112.

Zosi

(24 stycznia 2008 r)

Przychylić dla Ciebie nieba to mało,
przesuwać góry – niewiele,
darować Ci gwiazdkę z nieba bym chciała,
w piątek, w sobotę, w niedzielę.

Lecz gwiazdki wiszą wysoko,
daleko na niebie wieczornym,
mieszkają z księżycem odległym,
nocy panem wytwornym.

Poszukam wysokiej drabiny,
z tysiącem, milionem szczebelków,
będę się wspinać do nieba,
po gwiazdkę dla Ciebie, Wróbelku.

Będę wędrować przez całą noc,
ciągle do góry, w niebieskie niebo,
aż dotrę tam, gdzie śpią Twoje sny
i księżycowe, gwiazd pełne, drzewo.

Zerwę dla Ciebie piękną gwiazdeczkę,
jak świetlik latem świecącą
i wrócę do Ciebie jeszcze przed świtem,
wciąż drogą w dół mnie wiodącą.

Wrócę do Ciebie, gdy będziesz spała,
snem cichym, spokojnym jeszcze,
z twarzyczką pogodną, z uśmiechem na buzi,
w pościeli z pluszowym pieskiem.

Powieszę Ci gwiazdkę w rogu łóżeczka
za jedno ze złotych ramion.
Będzie Cię strzegła, moja Córeczko,
jak jasny, piękny, stróż anioł.

z twórczości własnej

56.

NAD MORZEM
Nad morzem krążą mewy,
przeglądają się w białej pianie
i nurkując szukają skarbów.
Nad morzem rozlega się
donośny śmiech małych mew śmieszek
krążących nad grzbietami fal.
Nad morzem przysiadają łabędzie.
Pieszczotliwie gładząc białe pióra,
wtulają dzioby pod skrzydła.
Na falach kołyszą się rybitwy,
wiosłując drobnymi łapkami
zgrabnie płyną w stronę horyzontu.
W płytkiej wodzie przy brzegu
unoszą się różowe chełbie,
poddając się pływom fal.
Na złotym piasku leżą muszelki,
białe jak pióra morskich ptaków,
kruche jak szlachetna porcelana.
W tafli wody przegląda się słońce,
zanurza w niej twarz i złociste włosy,
odgania od siebie szare chmury.
Nad morzem rankiem unosi się mgła
pachnąca solą, słońcem i wiatrem,
opada na grzbiety suchego piasku.
Wieczorem nad morzem fale lśnią
czerwienią, złotem i fioletem
zachodzącego za wodę słońa.
Nad morzem chciałoby się zatrzymać,
zagubić, schować i nie wracać,
trzymać fale za słone ręce.
A o zachodzie słońca zniknąć,
ot tak, za złotym horyzontem,
jak słońce zapaść w błękitny sen…

z twórczości własnej

Kołobrzeg 2006 r

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.