Tag Archives: Wydawnictwo RM

“Opuszczone miasto” Ben H. Winters

“Niestety nie mam już czasu. Siedemdziesiąt siedem dni, w zasadzie już tylko siedemdziesiąt sześć, mniej niż trzy miesiące… ale kto by to liczył?
Nie mam już czasu”.

Co można zrobić w ciągu siedemdziesięciu sześciu dni? Może wiele… Jednak kiedy się zastanowić, to czy bylibyśmy w stanie zdążyć zrobić wszystko, o czym dotąd marzyliśmy? Czy wystarczyłoby nam czasu, żeby się pożegnać z bliskimi, z przyjaciółmi, by przytulić rodziców, dzieci, psa? Powąchać kwiaty?

Maja, gigantyczna asteroida, która nieubłaganie zmierza do Ziemi, na zawsze zmieniła przyszłość wszystkich ludzi na świecie. Większość z nich porzuciła pracę, domy, plany i wyjechała do ciepłych krajów, gdzie w dostatku – przepuszczając oszczędności swego życia – czekają na koniec świata.

Henry Palace nie pracuje już w policji, więc kiedy o pomoc zwraca się do niego jego dawna znajoma, Martha Milano, podchodzi on do jej sprawy mocno sceptycznie. Martha prosi, by Henry odnalazł jej zaginionego męża. Henry nie jest pewien, czy w ogóle powinien dawać jej jakieś nadzieje. Czasy są niespokojne, wielu ludzi zaginęło i wielu z nich nie chce dać się odnaleźć.

Wiadomo już, że po zderzeniu asteroidy z naszą planetą, wszelkie życie przestanie istnieć. Większość ludzkości zginie w wyniku uderzenia, reszta zmierzy się z konsekwencjami katastrofy, z pożarami, trzęsieniami ziemi i zapewne ten kompletnie nierówny pojedynek z siłami natury, przegra. Nie ma innej możliwości.

str. 111 – “Najbardziej wiarygodne dowody naukowe mówią, że w dniu zderzenia atmosfera Ziemi zapłonie jak podczas niewyobrażalnie silnej eksplozji nuklearnej. Niemal całą planetę pochłonie upiorny żar. W wybrzeża kontynentów uderzą fale tsunami wyższe od wieżowców, topiąc każdego człowieka w promieniu setek kilometrów od punktu zero. Cały glob ucierpi także podczas łańcuchowych erupcji wulkanów i przepotężnych trzęsień ziemi, po tak mocnym uderzeniu przemieszczą się bowiem wszystkie płyty tektoniczne. Na koniec popioły przesłonią na całe lata słońce, co spowoduje zniknięcie procesu fotosyntezy, magicznego triku, dzięki któremu istnieje cały łańcuch pokarmowy.

Tak mówią, ale jak będzie, tego nie wie nikt”.

Czy lepiej byłoby wiedzieć dokładnie, co się stanie i móc się przygotować? Czy może jednak lepiej nie wiedzieć i nie myśleć? Tylko czy to w ogóle możliwe, by stając twarzą w twarz z końcem wszystkiego, co znamy, zamknąć swój umysł na to, co będzie?

Henry zgadza się poprowadzić śledztwo – postara się odszukać męża dawnej znajomej. Czuje się nie do końca w porządku wobec niej, ale przez wzgląd na stare czasy i znajomość, rozpoczyna poszukiwania. Zadanie okazuje się być trudniejsze, niż Palace sądził, że będzie. Po drodze wychodzą na jaw sprawy i zagadki, o których dotąd nie miał pojęcia i które zmieniły jego postrzeganie pewnych wydarzeń oraz zachowań ludzkich. Henry’emu przyjdzie się zmierzyć z własnymi słabościami i lękami, które mimo nadchodzącego kataklizmu, każdy człowiek nadal posiada. Towarzyszy mu we wszystkim psiak Houdini, który jest prawdziwą ozdobą powieści i bez którego nie wyobrażam sobie już Henry’ego Palace’a.

str. 231 – “Szczeka tam, na dole. Houdini, piękny wierny pupil, nawołuje mnie. Hałasuje tak bardzo, abym nie zasnął, albo dlatego, że dostrzegł na niebie ciekawie wyglądającą chmurę, a może po prostu upaja się brzmieniem własnego głosu, jak to psy mają w zwyczaju”.

Jeśli czytaliście “Ostatniego policjanta”, pierwszy tom trylogii, pamiętacie zapewne, że powieść była raczej statyczna, tutaj już akcja zdecydowanie przyspiesza, nie brakuje jej zwrotów, napięcia, gęsiej skórki i dreszczyku emocji.

str. 97 – “Próbuję się wyrwać. Usiłuję coś powiedzieć, lecz nie mogę. W przydymionym świetle widzę zmrużone błyszczące oczy napastnika”.

Jak i poprzednia, również ta książka pisana jest w pierwszej osobie, w czasie teraźniejszym. Sprawia to wrażenie napięcia, ciągłego podenerwowania, stresu i lęku przed tym, co ma w bliskim czasie nadejść. Siedemdziesiąt sześć dni to już tak niewiele… Świadomość nieuniknionej katastrofy pozwala nam przyjrzeć się zarówno bohaterom, jak i wydarzeniom z zupełnie innej – jakże innowacyjnej – perspektywy. Tutaj dosłownie wszystko wygląda inaczej.

Okładka przyciąga wzrok, zniszczone miasto, zrezygnowany człowiek i pies rasy biszon, który na tym ciemnym, przytłaczającym tle, wygląda co najmniej dziwnie. Bardzo udana grafika, pasująca i oddająca klimat całości. Klimat świata bez przyszłości…

Jak to jest nie mieć przyszłości? Polecam sięgnąć po książkę. Koniecznie zacznijcie jednak od pierwszego tomu, by nie przeoczyć żadnego zdarzenia z życia Henry’ego, zwłaszcza że warto przyjrzeć się, jak rośnie napięcie w miarę upływającego czasu. Asteroida nie czeka, gna naprzód, by zakpić sobie z ludzkości i bardzo dosadnie pokazać ludziom, że nie są oni niezniszczalni, a samo życie potrafi być bardziej kruche od szkła.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu RM.

*cytaty pochodzą z książki

“Wtyczka” Duane Swierczynski

Sarie to na pozór zwykła nastolatka. Chodzi do szkoły, czasem imprezuje, zawiera przyjaźnie. Mieszka z ojcem i młodszym bratem, stara się uczyć oraz wywiązywać z innych swoich obowiązków. Ot zwykła, przeciętna dziewczyna, jakich wszędzie wiele… Znacie pewnie takie dziewczyny…

Czy wiecie jednak, jak to jest znaleźć się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie?

Otóż Sarie dotąd nie wiedziała.

Aż do feralnego dnia, kiedy to dziwny zbieg okoliczności zaprowadził ją w miejsce, w którym wcale znaleźć się nie chciała. Ów zbieg okoliczności zmienia w życiu Sarie wszystko i chwilami dziewczynie wydaje się, że już nic nigdy nie będzie takie, jak kiedyś, a ona sama nigdy nie wyjdzie na prostą. I że nigdy nie wróci do beztroskich chwil, zwyczajnych problemów nastolatki i dylematów w stylu: “które spodnie dzisiaj włożyć”…

Podczas gdy inne dziewczyny chodzą na zakupy, umawiają się w parku czy też spotykają się w dyskotece, Sarie zostaje policyjną wtyczką. I muszę przyznać, że bardziej podoba mi się oryginalne określenie tego, czym od teraz będzie się zajmować nasza bohaterka: Canary, czyli “kanarek”. Tak brzmi również oryginalny tytuł książki – być może stąd także żółty kolor okładki. Ma ona ogromną zaletę; możecie być pewni, że nie przegapicie tej książki na półce w księgarni – żółta okładka niezwykle rzuca się w oczy.

str. 385 – “Serafino… piękne imię, na marginesie… Dobra, powiem ci, czego się domyślam, a ty mnie w razie czego popraw. Ale jesteś szpiclem, prawda?”.
“Wolę określenie kanarek”.

Czytając, zastanawiałam się właściwie, czy to na pewno Serafina jest tu główną bohaterką. Równie dużo i często towarzyszymy Benowi Wildey’owi, policjantowi, który kontaktuje się z Sarie. Na dodatek, w trakcie czytania, co chwilę zmienia nam się perspektywa. Raz na wszystko patrzymy z punktu widzenia Sarie, a za chwilę Bena. W kolejnym rozdziale wszystko oglądamy z perspektywy trzeciej osoby. Jest to początkowo trochę mylące, potem jednak można się przyzwyczaić.

Podobnie zmienia się czas, chwilami teraźniejszy, za moment przechodzi w przeszły. Powieść napisana jest w sposób dość nietypowy, do zmian, o których wspomniałam, należy dodać jeszcze różną czcionkę, gdzieniegdzie postać pamiętnika, zmienną formę dialogów, czasem sporo wersalików.

Akcja powieści rozgrywa się w Filadelfii i choć głównie śledzimy losy Sarie, a o wielu wydarzeniach czytamy najpierw z jej punktu widzenia, a później jeszcze opowiada nam o nich narrator, to nie jest to wcale nużące. Takie spojrzenie pozwala nam przyjrzeć się wielu aspektom z różnych stron, co jest bardzo ciekawe i dość nowatorskie. Mimo iż książka nie obfituje w nagłe zwroty akcji, wszystko przebiega raczej spokojnie, nie brakuje tutaj klimatu. Chwilami przechodzą nas dreszcze, a zakończenie – mnie osobiście – bardzo zaskoczyło, bo nie było to coś, czego się spodziewałam po bohaterce, ani coś, czego w ogóle spodziewałabym się po tej książce.

str. 120 – “Rozglądam się. Ulica przypomina plan filmu o zombie, po którym włóczy się gromada sennych statystów czekających aż ktoś im powie, co robić. Naćpani wydają się wszyscy”.

Sarie nie czuje się dobrze z faktem, że została wtyczką. To dla niej coś uwłaczającego, coś, czego powinna się wstydzić. Wolałaby nie mówić nikomu o tym na głos. Cóż, teraz myśli o sobie bardziej jak o TI 137 (Tajnej Informatorce 137) niż o Sarie, zwłaszcza że Wildey wyraża się o niej i zwraca do niej per Wzorowa Studentka. Może trochę pogardliwie, może ironicznie, ale tak naprawdę nie ma on niczego złego na myśli. Zwyczajnie też nie jest raczej zachwycony ich nieoczekiwaną współpracą.

str. 89 – “(…) skoro już jestem kapusiem, to powinnam nauczyć się, jak nim być. A tak w ogóle to nie cierpię słowa “kapuś”. Sprawdzam synonimy w internecie i wszystkie są straszne (…)”.

Początkowo wszystko przebiega leniwie, ale później akcja powieści przyspiesza, pojawiają się sceny, które powodują u nas gęsią skórkę, a atmosfera przypomina tę z filmów o gangsterach z lat dziewięćdziesiątych, co mnie akurat bardzo pasowało. Jedyny minus tej książki, w moim mniemaniu, to zbyt dużo przekleństw, ale być może to moje przewrażliwienie, bo ogólnie nie lubię nadużywania wulgaryzmów.

Początkowo sądziłam, że będzie to książka dla młodzieży z racji tego, że główna bohaterka jest nastolatką, jednak teraz, po lekturze, uważam, że odbiorcą jest raczej czytelnik dorosły.

To nietypowa powieść, nieszablonowa i specyficzna, mogę ją polecić miłośnikom kryminału i powieści sensacyjnej, sądzę że się nie zawiodą.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu RM.

*cytaty pochodzą z książki

“Ostatni policjant” Ben H. Winters

“Spoglądam na księżyc, wielki, jasny i zimny. Czekam na świt”.

Wyobraźcie sobie, że pewnego pięknego dnia budzicie się rankiem, za oknem świeci słońce, lekkie chmurki płyną po niebie, cudnie śpiewają ptaki. Robicie sobie śniadanie, pachną świeże bułeczki, jajecznica, paruje herbata. Włączacie radio, właśnie zaczynają się wiadomości. I nagle, wśród ciszy i sielskości tego poranka, dziennikarz podaje informację, że za sześć miesięcy w Ziemię uderzy asteroida, czym unicestwi istniejące na naszej błękitnej planecie wszelkie życie.

W obliczu właśnie takiej, nadchodzącej z nieba katastrofy, żyją bohaterowie “Ostatniego policjanta” Bena H. Wintersa. Książka ma swą polską premierę właśnie dziś, 11 października.

str. 26 – “W kwietniu, na niespełna pięć i pół miesiąca przed upadkiem asteroidy, będziemy w stanie wyliczyć z dużą dozą precyzji miejsce, w którym Maja uderzy w Ziemię. Sądzimy, że uda się je ustalić z dokładnością do piętnastu mil”.

W toalecie McDonalda w mieście Concord zostaje znalezione ciało. Wszystko wskazuje na samobójstwo, na to, że mężczyzna się powiesił. Przydzielony do śledztwa Henry Palace, skrupulatnie sprawdza wszelkie ślady, niestety otaczająca go rzeczywistość wcale mu niczego nie ułatwia. Kiedy w dodatku patolog nie potwierdza jego przypuszczeń o morderstwie, Henry prawie się poddaje.

Wobec nadlatującej w kierunku Ziemi ogromnej asteroidy, ochrzczonej przez znawców subtelnym imieniem “Maja”, nikomu nie zależy na jeszcze jednej ofierze. Nikogo nie obchodzi los jakiegoś pojedynczego człowieka, który na dodatek już nie żyje i któremu pomóc już nie można. Większość ludzi wybrała z banków oszczędności swego życia – mniejsze lub większe – i wyjechała do ciepłych krajów, by tam, w cieniu palm, nad brzegiem lazurowego oceanu, spędzić tych kilka ostatnich miesięcy. Z powodu zbliżającego się końca świata większość mieszkańców Concord nie przywiązuje już wagi do codziennych szarości, do małych rzeczy i mniej istotnych spraw. Bo i po co? Nawet policja nie zamierza robić więcej niż musi, a jej szeregi zasilają w większości niedoświadczone żółtodzioby, którym zwyczajnie nie zależy.

Henry Palace jednak uznaje, że nie może tej sprawy tak zostawić. To byłoby wbrew wszystkiemu, w co dotychczas wierzył. I podczas gdy reszta policjantów zupełnie lekceważy swoje obowiązki, on nadal podchodzi do nich poważnie, a bycie policjantem do czegoś według niego zobowiązuje. I jeśli w tych szalonych czasach i ostatnich miesiącach życia na Ziemi, ktokolwiek stanąłby twarzą w twarz z asteroidą, to byłby to właśnie Henry Palace.

Książka została napisana w czasie teraźniejszym, który miesza się z przeszłym, co potęguje napięcie i dzięki czemu cały czas pamiętamy o grożącym ludzkości niebezpieczeństwie. Asteroida – zupełnie jak grecka Nemesis – ciągle tkwi tuż nad nami i nie pozwala się skupić. I czytając, ja również czułam pewne podenerwowanie, zapewne podobnie jak mieszkańcy Concord, które tutaj występuje w imieniu całej ludzkości.

To absolutnie nie jest sensacyjna powieść, w której akcja goni akcję, to raczej jedna z tych spokojniejszych, ale nie znaczy to, że autor nie potrafi budować napięcia, wręcz przeciwnie, napięcie towarzyszy czytelnikowi przez cały czas. I nawet kiedy czytałam spokojniejsze opisy, niemal sielankowe, to i tak bez przerwy spodziewałam się jakiejś bomby zza rogu…

str. 155 – “Siedzimy w ciszy poranka, dwoje ludzi na tle jedynego okna skromnej, białej kuchni. Na zewnątrz słońce próbuje się przebić przez gęstą zasłonę wiszących bardzo nisko chmur. Mam z tego miejsca znakomity widok, zwłaszcza o świcie: sosnowy zagajnik, pola uprawne w oddali, tropy jeleni przecinające połacie dziewiczego śniegu”.

Piękny opis, prawda? W kontekście całości wcale mi się taki nie wydawał, robił wrażenie niepokojącego…

Palace nie jest superbohaterem, nie ma szczególnych uzdolnień, stara się po prostu dobrze i solidnie wykonywać swoją pracę, wypełniać służbę wobec mieszkańców i za to właśnie najbardziej go polubiłam. Warto wspomnieć, że “Ostatni policjant” to pierwsza z trzech części trylogii o Henrym. Nie jest to gruba książka, ma niewiele ponad trzysta stron, czyta się szybko, ale chwilami wymaga zatrzymania się na moment. Nie dlatego, że język, którym operuje autor, jest trudny czy niezrozumiały. Po prostu są w niej fragmenty, kiedy to razem z autorem i bohaterem, potrzebujemy oddać się refleksji nad życiem, nad światem, nad tym wszystkim, do czego świat zmierza. Te przemyślenia tutaj, z uwagi na zbliżającą się do Ziemi asteroidę, nabierają zupełnie innego, dużo głębszego, znaczenia.

str. 168 – “Budzę się o czwartej nad ranem, wyrwany z abstrakcyjnego snu o zegarach i klepsydrach, i kołach do ruletki. Nie mogę ponownie zasnąć, ponieważ nagle mnie olśniło, nagle coś zrozumiałem. Znalazłem kolejny element układanki”.

Piękna, dopracowana okładka skłoni każdego czytelnika, by się nią zainteresować. Niebiesko-szare odcienie, klimatyczna, tajemnicza mgła, przygarbiona męska postać, niepokojący krajobraz – grafika trafiona idealnie w samo sedno.

Polecam “Ostatniego policjanta” miłośnikom kryminału i zagadek, choć sądzę, że wątek asteroidy w niej zawarty i wizja rychłej zagłady ludzkości, może zainteresować również fanów powieści postapokaliptycznych, mimo że autor – póki co – przyszłości tutaj nie przewiduje.

Gorąco polecam.

Za książkę bardzo dziękuję wydawnictwu RM.

*cytaty pochodzą z książki

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.