Jak wiecie, raczej rzadko czytam powieści obyczajowe, ponieważ generalnie jestem fanką sensacji, thrillera i kryminału. Tym razem bardzo chętnie sięgnęłam po tę cienką, obyczajową książeczkę, która liczy sobie niecałe sto trzydzieści stron. Ładna, skromna okładka, przyjemny papier i wyraźna czcionka.
Bohaterką książki “Dobre decyzje”, jest zwykła, młoda dziewczyna, Klaudia. Klaudia mieszka z wujkiem, który ją wychowywał od dziecka. Kiedy Klaudia była mała, ją i jej matkę zostawił ojciec. A niedługo potem mama umarła. Klaudii została tylko babcia i wujek – to oni zajęli się wychowywaniem dziewczynki, a po śmierci babci, wujek Czesław stał się jej jedynym opiekunem. Klaudia cierpi na niewydolność nerek. Codziennie, w warunkach domowych, przeprowadza dializy za pomocą cyklera, który włącza na noc. Najlepszym dla niej wyjściem byłby przeszczep nerki, jednak kolejki i brak potencjalnych dawców, w chwili obecnej sprawiają, że Klaudia o takiej alternatywie nawet nie myśli. No, nie, jednak myśli… Ale nie robi sobie zbyt wielkich nadziei. Stara się po prostu żyć tak, jak jej rówieśniczki, pracuje w biurze rachunkowym, lubi swoją pracę, ma miłe koleżanki, nie wybiega wyobrażeniami zbyt daleko w przyszłość. Sentymentalnie mi się zrobiło, bo dziewczyna mieszka na siódmym piętrze jednego z warszawskich bloków na Ursynowie, a ja spędziłam tam ponad dwadzieścia pięć lat.
“Czasami w życiu są takie sytuacje, że człowiek nie ma siły się denerwować, że nie ma siły walczyć. Może dlatego, że walka nie przynosi rezultatów, więc po co tracić siły na coś, na co nie ma się wpływu? To uczucie rezygnacji i poddania się temu, co po prostu musi się wydarzyć”.
Któregoś dnia Klaudię zaczepia na ulicy nieznajomy mężczyzna. A właściwie wcale nie taki do końca nieznajomy, dziewczyna szybko rozpoznaje w nim ojca. Nie chce z nim rozmawiać, nie chce się z nim widzieć, nie chce się z nim kontaktować. Uważa, że ojciec nie zasługuje na żadną szansę, nie potrzebuje go w swoim życiu i nie zamierza tego zmieniać. Ten jednak jest uparty, dzwoni do córki, nadal chce porozmawiać. Klaudia nie widzi sensu takiej rozmowy, bo i o czym ma z ojcem rozmawiać? Nie mają przecież wspólnych tematów, są sobie obcy, nie łączy ich nic, prócz wspólnych genów. Czy to wystarczy, by Klaudia dała ojcu szansę?
To opowieść o zwykłych ludziach. O takich, jakimi jesteśmy my sami i takich, jacy nas otaczają. Klaudia i jej przyjaciółka Kasia, którą dziewczyna poznaje przy okazji w szpitalu, są podobne do większości młodych kobiet, jakie widuje się na ulicach, jakie żyją, studiują i pracują w naszym sąsiedztwie. Nie są obdarzone nadprzyrodzonymi mocami, nie muszą ocalić całego świata, nie kontaktują się z innymi planetami – ot, zwykłe dziewczyny. Początkowo sądziłam, że książka będzie mnie nudzić, bo z początku wiedziałam o niej tylko tyle, że jest powieścią obyczajową, dopiero kiedy ją dostałam, zerknęłam na opis na okładce. Krótko i zwięźle, pomyślałam, może być nudno. Cóż, nic bardziej błędnego. Spędziłam z tą książką pół soboty, deszczowej, burej, paskudnej. Czytała się szybko, zanim się obejrzałam, docierałam już do końca i muszę przyznać, że było to kilka naprawdę miłych godzin.
“Na sam koniec dnia doszli do wniosku, że gdzieś hen, hen daleko na małej planecie siedzi jakiś zielony kosmita i przez lunetę ogląda najfajniejsze chwile ich życia”.
“Dobre decyzje” to debiut autora, więc nie byłabym sobą, gdybym nie zwróciła bacznej uwagi na warsztat pisarski Sebastiana Sochy. Rzeczywiście, jak obiecuje okładka, autor ma lekkie pióro i dobrze się go czyta, ale kilka niedociągnięć książka również zawiera. Najbardziej w tekście rażą powtórzenia, są niestety liczne i trochę psują rytm zdań: słowa “był”, “były” kwiecą się na paru stronach zbyt blisko siebie, ale szczerze mówiąc nie są tak bardzo rażące, by zepsuć przyjemność z czytania. Inaczej sprawa się miała na jednej ze stron, kiedy stwierdzenia: “absurdalna sytuacja”, “nienormalna sytuacja”, “sytuacja totalnie absurdalna” i “dziwna sytuacja” zapełniły połowę strony – na szczęście było to jednorazowe i więcej nigdzie – na szczęście – się nie powtórzyło. I jeszcze liczebniki – wolę, jak w książce są pisane słownie, niż podawane cyframi.
Gdzieniegdzie mamy do czynienia ze zbyt przydługimi zdaniami – z pożytkiem dla całości wyszłoby skrócenie ich i wielu zdań (wielokrotnie) złożonych rozpisanie na zdania pojedyncze.
Coś, co mnie okrutnie drażniło w całości, to wyraz “piwko”. Wuj Czesław, jak to zwykły człowiek, czasem pije piwo. W porządku. Tylko dlaczego wszędzie, w każdym miejscu, gdzie o tym mowa (są trzy albo cztery takie miejsca, nie pamiętam), zamiast użyć normalnie słowa “piwo”, autor wtrąca te masakryczne “piwka”? Jak do dziecka. Jakby wyraz “piwo” był grzeszny, zły i brudny i trzeba go było koniecznie złagodzić, co zamiast efektu zdrobnienia, przyniosło efekt ciut śmieszny i mnie osobiście denerwujący.
Muszę przyznać, że autor – mężczyzna – całkiem zgrabnie i trafnie opisał babską przyjaźń. Kiedy Klaudia trafia do szpitala, poznaje na sali Kaśkę, z którą się zaprzyjaźnia. Dziewczyna jest wesoła, otwarta i zabawna, a przy tym potrafi słuchać, od razu przypada Klaudii do gustu. Obie koleżanki świetnie się rozumieją, dużo rozmawiają, postanawiają utrzymać kontakt również po wyjściu ze szpitala. Kasia pomaga Klaudii zrozumieć kilka rzeczy, spojrzeć na nie z innej perspektywy, na nowo, na świeżo, co Klaudii bardzo pomaga. Plus dla autora za tę przyjaźń.
W książce znajdują się trzy ilustracje, których autorem jest Grzegorz Dziurdź. Skromne, są to właściwie szkice, klimatyczne i nastrojowe, miło współgrają z treścią – szkoda, że jest ich tak niewiele.
Na koniec recenzji zostawiłam sobie istną perełkę. “Dobre decyzje” to książka obyczajowa w pełnym tego słowa znaczeniu. Miłośnicy szybkiej akcji, strzelanin i wątków sensacyjnych, nie znajdą tu dla siebie niczego porywającego. Jako że gustuję w thrillerach, a książki obyczajowe rzadko kiedy mnie zaskakują, tutaj miałam przykład, jak jednym słowem można rzucić czytelnika na kolana.
Autor zaskoczył mnie końcówką. Zostałam zmiażdżona, zdruzgotana i powalona na obie łopatki jednym tylko, jedynym słowem, które w kontekście całości zawiera w sobie tak mocno emocjonalny ładunek, że przez dłuższy czas po prostu się w nie wpatrywałam. Analizowałam, co ono oznacza. Dla książki, dla Klaudii, dla całości opisanej historii.
Być może opowieść o Klaudii i jej bliskich nie jest jakaś wybitnie wyjątkowa na tle innych, ale niesie ze sobą wiele uniwersalnych wartości takich jak przyjaźń, zaufanie, przebaczenie, o których warto pamiętać. Pomimo upływu czasu i zmian, jakie zachodzą na świecie, wszechobecnej komercji i gonieniu za sukcesem oraz karierą, wartości te się nie zmieniają. Zawsze będą ważne i bezcenne i nigdy nie da się ich kupić. Przetrwają tylko wówczas, kiedy o nie zadbamy.
“Dobre decyzje” polecam fanom literatury obyczajowej. Z pewnością polubicie Klaudię i chętnie będziecie jej towarzyszyć w podejmowaniu przez nią życiowych decyzji.
*za książkę dziękuję autorowi
**opinia również w portalu lubimyczytac.pl