Tag Archives: RW2010

“Kieszenie przeszłości” Aneta Rzepka

Jakiś czas temu obiecałam sobie, że już nigdy więcej nie sięgnę po żadne powieści obyczajowe, ponieważ zwyczajnie mnie one nudzą. Ale tym razem zaciekawił mnie mocno opis i fragment książki, więc postanowiłam ją jednak przeczytać. No i nie żałuję.

Bohaterkami “Kieszeni przeszłości” są dwie dziewczyny: Ola, obecnie pani prezes rodzinnej firmy oraz Kornelia, maturzystka. Obie borykają się w życiu z różnymi przeciwnościami losu. Ola, która od dziecka czuje się gnębiona przez własnego ojca (zarówno psychicznie, jak i fizycznie), ciągle dąży do doskonałości. Bycie idealną to cel jej życia, we wszystkich właściwie jego aspektach. Biorąc przykład ze związku własnych rodziców, Ola woli nie wiązać się z mężczyznami. Jej związki są przelotne, przygodne i nic nie warte, oparte jedynie i wyłącznie na szybkim seksie. Kornelia natomiast musi stawić czoła nie tylko swoim własnym demonom, ale również tym, które dręczyły jeszcze kiedyś jej matkę. Kornelia jest dziewczyną subtelną i delikatną, tkwi w związku z chłopakiem, który brakiem szacunku i brutalnością usiłuje ją całkowicie od siebie uzależnić. Na szczęście za namową przyjaciółki Kornelia w końcu z nim zrywa i niedługo potem wiąże się z kimś innym.

W powieści szybko pojawiają się też Marcin i Błażej. Marcin, dotychczas bawidamek, lubujący się w krótkich, typowo erotycznych przygodach z kobietami, teraz zafascynowany jest cichą i delikatną Kornelią. Błażej z kolei zwraca uwagę na Olę.

Akcja powieści rozgrywa się na przestrzeni kilku miesięcy. Oczywiście wymieniona przeze mnie czwórka bohaterów, to nie wszystkie postaci “Kieszeni przeszłości”. Spotkamy tu jeszcze przyjaciół głównych bohaterów, matkę Oli – Katarzynę, babcię Kornelii, znajomych, sąsiadów i kilka osób, które wywierają ważny wpływ zarówno na akcję książki, jak i na jej bohaterów. A sama książka liczy sobie trzysta pięćdziesiąt stron i dzięki krótkim podrozdziałom, czyta się bardzo szybko.

Minusy? Mnie osobiście drażniła narracja. Rozdział czytamy w trzeciej osobie, za chwilę mamy przeskok do osoby pierwszej i już za moment ponownie czytamy o kimś w osobie pierwszej, ale opowiada już kto inny niż przez chwilą. Nie lubię zabiegów tego rodzaju. Burzą one rytm całości, wprowadzają bałagan i chaos. Chwilami czułam się przez te zmiany jakbym oglądała program typu “Szpital” albo “Ukryta prawda”. Programów w tym stylu też nie lubię: akcja i za chwilę reakcja w formie wypowiedzi wszystkich zainteresowanych. Jest to uciążliwe i do książki w ogóle mi nie pasuje. W samej historii, która toczy się w paru różnych aspektach, pojawiało się zbyt wiele zbiegów okoliczności – czy to wada? Chyba nie, ale po prostu zwróciłam na to uwagę.

Nie podobało mi się też, że o pewnych sytuacjach dowiadywaliśmy się z opisów autorki, ale już po fakcie. Choćby o wizycie w pracowni plastycznej, o pobycie jednej z bohaterek w szpitalu, o jakiejś poważniejszej sprzeczce. Zamiast skonfrontować bohaterów ze sobą lub daną sytuacją, autorka po prostu krótko pisze, że wydarzyło się wczoraj to i to. I na ogół zamyka ów opis w dwóch, trzech zdaniach. Czasem też pewne dialogi brzmiały sztywno, ale to akurat naprawdę tylko czasem.

Książka mi się spodobała. Autorka ma lekki, przyjemny styl pisania, który łatwo wpada w oko i ucho i który jest bardzo miły w odbiorze. To lekkie pióro pani Anety sprawia, że książkę czyta się szybko i bardzo przyjemnie. Porusza ona ważne, współczesne problemy ludzi nie tylko młodych, ale w każdym wieku. Pokazuje, że za błędy każdy z nas musi odpokutować. Pokazuje też, że każdy, niezależnie od sytuacji, zasługuje na drugą szansę i że jeśli taka szansa zostaje nam dana, naprawdę warto z niej skorzystać. Druga może się już nie pojawić.

“Przeszłości nie zmienisz. Trzeba żyć teraźniejszością, stawiać czoła dzisiejszym problemom i robić wszystko, aby przyszłość była szczęśliwa”.

Chwilami reakcje bohaterów wydawały mi się dziwne lub mocno przesadzone. Zamiast wyjaśnić sprawę i porozmawiać, wstają i zwyczajnie wychodzą. Ot tak, po prostu.

Przyznaję jednak, że historia dwóch przyjaciółek wciągnęła mnie i z zainteresowaniem śledziłam ich perypetie. Zwłaszcza, że problemy, z jakimi się one zmagają, są bardzo uniwersalne i mogłyby dotknąć większości z nas. Uniwersalne są też historie obu kobiet. Gama uczuć, jakie im towarzyszą, od miłości do nienawiści, tak samo pojawia się w życiu wielu ludzi. Takich kobiet jak Ola i Kornelia z pewnością jest wiele wśród nas. Na dobrą sprawę każda z nas mogłaby taka być. One też przeżywają rozterki dnia codziennego, mają kłopoty, obawy, przeżywają radości, odnoszą sukcesy i ponoszą porażki. Mają marzenia. Do spełnienia niektórych dążą za wszelką cenę, inne chowają głęboko w sercach, bojąc się rozczarowań.

Bohaterów autorka nakreśliła całkiem dobrze, są oni realistyczni i prawdziwi, nie wyidealizowani, obdarzeni zarówno zaletami, jak i wadami. Nie sprawiają wrażenia postaci wydartych z innego świata, nierealnych, a już na pewno nie są krystalicznie doskonałe. A to oczywiście przydaje autentyczności całej książce.

“Kieszenie przeszłości” to zwyczajna, choć ciekawa i wciągająca powieść obyczajowa (raczej dla kobiet), bez fajerwerków i mocnych zwrotów akcji. I choć pewne wydarzenia opisane przez autorkę wydały mi się w lekturze z lekka naciągane, to sądzę, że i tak warto po nią sięgnąć i przeczytać. Polecam.

*cytat pochodzi z książki
**opinia powstała na potrzeby akcji Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają

“Ziemią wypełnisz jej usta” Katarzyna Uznańska

Mocno nietypowa książka, o której ciężko jest mi powiedzieć coś konkretnego. Sięgnęłam po nią bazując na opisie wydawcy, choć do końca nie byłam przekonana. Jednak nie żałuję, ponieważ autorka snuje w niej niezwykłą opowieść, pełną dziwnych i niecodziennych wydarzeń. Trudno jest mi przydzielić ją do jakiegoś konkretnego gatunku literackiego, ale myślę, że najbliżej jej do fantastyki przygodowej.

Na początku poznajemy Łowcę. Łowca, ukrywający się w cieniach kamienic, wąskich uliczek i mrokach miasta, każdej nocy wyrusza na polowanie. Jego celem stają się kobiety, których ciałami Łowca dzieli się z rzeką. Rzeka to coś, co stanowi jego łącznik ze światem, mówi do niego, szepcze, szemrze, przywołuje go do siebie, podszeptuje, co należy robić. Łowca całe swoje zaufanie pokłada w rzece, to ona steruje jego poczynaniami i kieruje jego myśli na właściwe tory. Dzięki niej w życiu Łowcy panuje ściśle określony porządek, niczym niezakłócany. Nieuchwytny, poluje nocą, nikt nie podejrzewa, że w jego umyśle rodzą się coraz to nowe obrazy kolejnych morderstw, a on sam zaczaja się na nowe ofiary.

“Oderwał się od balustrady i ruszył na drugą stronę rzeki. Jakieś dziecko, góra trzyletnie, wpadło mu pod nogi, odruchowo łapiąc się jego spodni, i podniosło główkę. Mężczyzna zobaczył w jego oczach zaciekawienie, a potem narastający lęk. Chłopczyk puścił nogawkę i zaczął krzyczeć wniebogłosy. Podbiegła matka, równie zaniepokojona jak malec, ale Łowca już ich wyminął. Obojętnie szedł dalej. Ten mały ma instynkt, pomyślał, wie, że mógłbym go rozszarpać jedną ręką. Dzieci są podobne do psów, które szczekają na pijaków i szaleńców. Dzieci nie dają się oszukać pozorom i maskom nakładanym, by ukryć prawdziwe intencje”.

Któregoś jednak dnia w życiu Łowcy pojawia się Ina, tajemnicza istota zwana estrią. Wywraca ona jego uporządkowany świat do góry nogami, zakłóca spokój i nagle Łowca z myśliwego staje się ofiarą. Okaleczony przez estrię, przez jakiś czas żyje wyłącznie morderczą rządzą zemsty. Przepełniony bólem i nienawiścią, próbuje ją odnaleźć i zabić. Kiedy wreszcie może ją zobaczyć, przekonuje się, że istota jest nadludzko piękna. Owładnięty teraz dodatkowo obsesyjnym pożądaniem i pragnieniem zespolenia się z estrią, Łowca odsuwa na bok zemstę i poddaje się opowieści, którą snuje tajemnicza i – jak się zorientował – nieśmiertelna estria. Ina zaczyna swoją opowieść od czasów, kiedy była dzieckiem lub może nawet jeszcze wcześniej. Cała historia rozgrywa się na przestrzeni tysiąca lat, a my, wraz z tragiczną postacią wschodniego mistrza, o którym opowiada Ina, przemierzamy dawną Japonię, poznajemy sekrety mnichów, starożytnego dobra i zła, japońskiego honoru, krajobrazy i mieszkańców oraz ich uczucia. Od miłości i pragnienia do nienawiści i zemsty, od bólu i cierpienia po wieczną tułaczkę i wreszcie pragnienie śmierci.

Wschodni mistrz był zdecydowanie moją ulubioną postacią w tej książce. Lubiłam o nim czytać, fascynował mnie czas, w jakim przyszło mu żyć, zanim stał się nieśmiertelny. Rozdarty pomiędzy uczuciami do rodziny, a swoimi niecnymi występkami, dąży wprawdzie do zemsty, ale w końcu zmęczony życiem i podróżami, jedyne, czego pragnie, to śmierć.

Autorka pisze poetyckim, barwnym językiem, bogatym w określenia pasujące do nieco zamierzchłego tonu, jakim posługuje się Ina oraz postaci z jej przeszłości.

“Nocami spacerowałam po pięknie utrzymanym ogrodzie, o który dbał niezastąpiony Lupul. Letnie upały były dla mnie bardzo przyjemne; lubiłam ciepło, a za dnia nie mogłam się nim cieszyć. Powietrze przesycone kwiatowymi zapachami otulało mnie niby jedwabny, wschodni szal. Często siedzieliśmy (…) do wczesnego świtu w ogrodowej altance, która nieco przypominała buduar – z palisandrową podłogą wyściełaną perskim dywanem, otomankami pełnymi miękkich poduch, latarenkami rozświetlającymi mrok nocy i muślinowymi zasłonami zwieszającymi się dookoła”.

Sama konstrukcja książki to długie rozdziały, oddzielające historię opowiadaną przez Inę od wydarzeń, które dzieją się współcześnie dla Łowcy. Ina wie, że Łowca chce ją zabić, uprzedza go jednak, że w jej przypadku nie jest to takie proste. Wszystko wskazuje na to, że estria jest nocną istotą, żywiącą się krwią swoich ofiar, unikającą słońca, które dotkliwie może ją poparzyć. W książce jednak nigdzie nie pada chyba słowo “wampir”, a przynajmniej tak mi się wydaje.

Ina kończy swoją opowieść w bardzo ciekawym momencie, niczym Szeherezada w “Baśniach tysiąca i jednej nocy”, po czym znika. Łowca ciężko to przeżywa, zaniedbuje się, całymi dniami nie wstaje z łóżka, choruje, a co najgorsze dla niego, przestaje słyszeć nawoływania rzeki. Podobnie jak Łowca, również czytelnik zupełnie niepewny czy estria wróci, czuje się lekko zagubiony. Chciałam znać dalszy ciąg historii i miałam szczerą nadzieję, że Ina wróci. Wróciła. A opowieść popłynęła dalej, ku mojemu zadowoleniu i uciesze Łowcy.

“Dotarłam do Wiednia tuż przed świtem. Słońce muskało moją twarz, kiedy minąwszy rogatki miasta, szybko mknęłam brukowanymi ulicami. Wiedeń w tamtych czasach przechodził gruntowną przebudowę, zburzono średniowieczne mury i utworzono szeroką aleję, przy której powstawały kolejne wspaniałe, choć nieco pompatyczne budowle stylizowane na różne epoki”.

Podobne temu opisy europejskich miast zauroczyły mnie mocno, ponieważ autorka opisuje je w różnych czasach, zależnie od tego, gdzie i kiedy akurat przebywała estria. Tym sposobem odwiedzamy wspomniany wyżej w cytacie Wiedeń, Paryż, Londyn, a także Japonię i Polskę, oczywiście w różnych latach ubiegłego wieku. Te wszystkie miasta i kraje są tłem dla osobliwych wydarzeń związanych z pewnym rytuałem uzyskiwania nieśmiertelności oraz Inanną – pełną sekretów okrutną boginią.

Książka skierowana jest do czytelników dorosłych, ale nie brak w niej chwilami (zwłaszcza w opowieści dotyczącej dawnych, starożytnych czasów) fragmentów, które tchną wręcz baśniowym klimatem, a które mnie osobiście ogromnie się spodobały. Jak te z opowieści o czarnoksiężniku Merlinie z legend arturiańskich.

“Kiedy przepływał w małej, chwiejnej łódce jedną z czterech wielkich rzek tego kraju, czółno wywróciło się (…). Młodzieniec opadł na dno rzeki, jego długie włosy falowały wokół przystojnej twarzy, niezmienionej przez czas. Zamknął oczy i pozwolił unosić się wodzie, bezwolny i obojętny. Z nurtem rzeki dotarł do podwodnej jaskini pełnej zielonego blasku”.

Książkę czyta się szybko, ciężko było się od niej oderwać. Bardziej niż zapędy i rozmyślania Łowcy, wciągała mnie historia Iny. Język, jak już wspomniałam, jest barwny i kolorowy, dzięki czemu powieść nie jest sztampowa. Czy jest przewidywalna? Chyba nie. A już z całą pewnością jest inna. Jest to jedna z tych książek, które plasują się u mnie wśród: “nigdy czegoś podobnego nie czytałam”. Spodobały mi się też pewne nawiązania do innych postaci z literatury, jak na przykład to poniżej, dotyczące Kuby Rozpruwacza:

“Bogacze pragnęli zapewne, by cała dzielnica ludzkiego robactwa zapadła się do kanałów, znikając z mapy miasta raz na zawsze. Policja parę razy omal mnie nie zdybała, ale byłam dla nich za szybka. Na dodatek miałam szczęście, gdyż w tamtym czasie grasował po Londynie morderca szlachtujący kobiety tak jak ja. To na jego konto poszły moje wyczyny, choć jego też nigdy nie złapała ta głupia sfora z Yardu”.

Nie wiem, czy celowym zabiegiem tutaj jest fakt, że autorka nikogo nie ocenia. Żadnej z postaci nie kamienuje, z żadnej nie robi bohatera, o żadnej nie mówi, że jest dobra czy zła. Ocenę pozostawia czytelnikowi. Ocenę postaci, ich czynów, ich wyborów i decyzji.

Trochę chyba rozczarowała mnie końcówka. Zdaje się, że oczekiwałam jakiegoś konkretnego rozwiązania, a nie pozostawienia mnie samej sobie z mnóstwem domysłów i zastanawianiem się, co w całej tej opowieści jest literacką prawdą, a co tylko fikcją. Ale to chyba jedna z cech charakterystycznych tej książki. Taki drobny niedosyt, coś nieuchwytnego, jakaś tajemnica, która gdzieś tam zostaje.

Zdecydowanie polecam. Miłośnikom przygody, na pewno tym, którzy lubią słuchać opowieści, tych starożytnych i tych współczesnych. No i może jeszcze tym, którzy sądzą, że nieśmiertelność to taka super sprawa.

*wszystkie cytaty pochodzą z książki
**opinia również w portalu lubimyczytac.pl

“Trzeci cycek” Emma Popik

Z zasady nie sięgam po gatunek science-fiction, bo ani on do mnie nie przemawia, ani nie orientuję się w jego zawiłościach. Tym razem się skusiłam, bo byłam ciekawa twórczości pani Popik.

“Trzeci cycek” to zbiór siedmiu opowiadań:

“Trzeci cycek”,
“Musisz tu wrócić”,
“Węzły czasu”,
“Ciała ich lecące w przestrzeni”,
“Czy twój robot się zgodzi?”,
“Wilkołaki”,
“Sama jasność”.

Z wymienionych tytułów do gustu przypadły mi właściwie dwa ostatnie. Przez inne jakoś udało mi się przebrnąć i w większości zrozumieć, o co chodziło. Najciężej czytało mi się drugie: pisane zdaniami, w których czasowniki zostały umieszczone na końcu, po prostu koszmarnie mi się dłużyło i ogólnie mi się nie spodobało – nie mogłam się w ogóle wciągnąć. Do tej pory nie potrafię właściwie powiedzieć, o czym ono jest. Pierwsze – i zarazem – tytułowe, którego tematem jest wolna wola (również wśród robotów), również czytało mi się bardzo ciężko, ponieważ główny bohater (robot), co chwilę wypowiadał się i myślał raz jako “on”, raz jako “ona”. Rozumiem, że taki właśnie był zamysł autorki, ponieważ robot ma właśnie wybrać, czy chce być mężczyzną, czy kobietą, ale w moim odczuciu był to zabieg dość bolesny.

Ponieważ nie chcę się wypowiadać o opowiadaniach, które mi się nie spodobały, skupię się na dwóch ostatnich. Inna sprawa, że kompletnie nie jestem fanką gatunku, być może po prostu nie powinnam była po tę książkę sięgać. Sądzę, że zatwardziali fani science-fiction, znajdą tutaj coś ciekawego dla siebie.

W opowiadaniu pt.:”Wilkołaki” mamy do czynienia z pewnym dostawcą, który jeżdżąc od domu do domu, przywozi mieszkańcom pewnej osady zamówione przez nich produkty, zarówno jedzenie, jak i leki. Zza muru pobliskiego cmentarza do ludzi dochodzi nocami przeraźliwe wycie, które ciężko jest wytrzymać. Kobieta, z którą rozmawia dostawca, opowiada mu historię o wilkołakach, ale ten jest dość sceptycznie nastawiony do tego pomysłu. Kobieta się nie kłóci, po prostu wie swoje, a ziarnko i tak zostało zasiane i mężczyzna nie może przestać myśleć o całej tej sytuacji, zwłaszcza że kobieta nosi na co dzień ochraniacze na uszy. Ten uznaje więc, że coś musi być na rzeczy. Myśląc o niej, kierowca jedzie dalej i zatrzymuje się u kolejnych klientów, którym przywiózł głównie jedzenie. Gospodarz opowiada mu pewną historię ze swojej przeszłości, z czasów wojny, bolesną i mocno poznaczoną bliznami. Wiadomo, wojna zawsze jest straszna i zawsze zostawia jakieś urazy, choć niekoniecznie fizyczne. Fizycznych łatwiej się jednak pozbyć, psychiczne wcale nie chcą i nie zamierzają odejść. Zszokowany dostawca układa sobie wszystko w całość. I my również.

Opowiadanie nasycone jest ciekawym, bardzo klimatycznym nastrojem. Widzimy ganek domu, nocą, z okien pada wątłe światło, mężczyzna na ganku opowiada o wojnie, drzewa lekko szumią, las spowity jest mrokiem i ciszą, przydaje całości atmosfery grozy. W trakcie czytania bardzo chciałam poznać tajemnicę owego dziwnego mężczyzny. Czy została ona do końca wyjaśniona? Czy wycie dochodzące zza muru to faktycznie – jak przypuszczała kobieta – wilkołaki? Istnieją? I co wspólnego ma z nimi gospodarz, którego odwiedził dostawca?

Opowiadanie nie jest zbyt długie, ma nieco ponad dwadzieścia stron, warto się w nie zagłębić, ponieważ nie ma w nim zbędnych zdań, od początku do końca przykuwa uwagę i trudno się od niego oderwać. Zapachniało lekko starym, przyjemnym stylem Jamesa Herberta i jego “Ciemnością” czy “Księżycem”. Wprawdzie to stare dzieje, ale mam do nich ogromny sentyment.

Stopniowane napięcie, nietuzinkowi bohaterowie, na przedstawienie których autorka miała przecież bardzo niewiele miejsca i czasu, a jednak wzbudzają w czytelniku ciekawość. Sama historia, mniej zawiła niż się nam z początku wydaje, mocno przykuwa uwagę.

Ostatnie opowiadanie tomu, pt.:”Sama jasność”, nasunęło mi skojarzenie z filmem “Diabelskie nasienie”. Bohaterką opowiadania jest młoda dziewczyna, żyjąca w świecie przyszłości. Całym jej mieszkaniem rządzą komputery i urządzenia elektroniczne, sterujące dosłownie wszystkim. Budzik, łóżko, prysznic, nawet poranna gimnastyka i dieta zależne są od komputerów. Dawniej dziewczyna pracowała, dużo się śmiała, wychodziła z domu, miała chłopaka i była szczęśliwa. Dzisiaj, całkowicie uzależniona od głównego komputera – naczelnego – pracuje w domu, ponieważ jej komputer dogadał się z tym w pracy i uzgodnił, że tak właśnie ma być, nie ma już chłopaka, ponieważ automat odźwierny (na polecenie naczelnego) na wszelkie wizyty odpowiadał, że nikogo nie ma w domu. Mieszkanie jest sterylne i błyszczące, choć dziewczyna woli głębokie kolory i nie znosi lśniących przedmiotów, na dodatek komputer przestał reagować na polecenia słowne. Nasza bohaterka zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem się nie popsuł, a kiedy nagle odkrywa, że automaty chcą ją zniszczyć, zarówno psychicznie, jak i fizycznie, postanawia z nimi walczyć. Tylko jak, skoro nie może wyjść z domu, a one sterują wszystkimi urządzeniami w domu? Czy jej się uda? Czy też wygrają komputery? No i dlaczego właściwie naczelny postanowił się jej pozbyć? Czym mu zagrażała?

Opowiadanie “Sama jasność” jest tak jasne i świecące, jak sugeruje tytuł. Wszędzie biel, wszędzie ład i porządek, przeciwko którym na ogół nic nie mamy, ale kiedy wokół nie ma nic ponad to, zaczynamy czuć się zmęczeni. Dziewczyna z opowiadania czuje się źle, odczuwa dolegliwości żołądkowe, jest samotna, nie ma motywacji do dalszego życia, nie ma nikogo, do kogo mogłaby się odezwać. Człowiek, jako istota stadna, nie jest w stanie funkcjonować w zdrowiu fizycznym i psychicznym, jeśli nie otaczają go inni ludzie. Wszechwiedzące komputery o tym jednym nie wiedzą i nie zdają sobie sprawy z tego, jakie pociąga to za sobą konsekwencje. Bohaterka w ostatnich przebłyskach dawnej siebie, podejmuje się walki z naczelnym, początkowo nie będąc przekonaną co do tego pomysłu. Nie jest pewna, czy da radę. Uznaje jednak, że dłużej nie chce żyć pod kontrolą automatów.

Moim zdaniem jest to najlepsze opowiadanie z tego tomu. Klimatyczne, ciekawe, zastanawiające. Wiele razy podejmowano już w literaturze i filmie tematykę przejęcia władzy nad ludźmi przez roboty i sztuczną inteligencję. Nigdy nie kończyło się to w naszych wyobrażeniach dobrze. Myślę, że ludzkość w całym swoim jestestwie, jest zbyt arogancka, by uwierzyć, że robotyka faktycznie może przejąć nad nami kontrolę. Sądzimy, że to niemożliwe, bo zawsze będziemy nad nią panować. “Sama jasność” pokazuje, że jeśli nadal będziemy tacy zapatrzeni w siebie, przeoczymy moment, kiedy to komputer zdecyduje, co zjemy na obiad i w co się ubierzemy. A przecież już teraz żyjemy w symbiozie z komputerami: dzięki nim płacimy rachunki, robimy zakupy, dobieramy fryzurę i makijaż, dojeżdżamy do miejsca docelowego drogą wytyczoną przez komputer, sprawdzamy, co słychać na świecie, rezerwujemy bilety na podróż, komunikujemy się za pomocą Internetu i smsów.

“Trzeci cycek” polecam wyłącznie fanom fantastyki. Czytelnikom, którzy nie przepadają za tym gatunkiem albo wręcz w ogóle po niego nie sięgają, książka się nie spodoba. Mnie skutecznie wyleczyła z zapędów sięgnięcia po kolejne tego rodzaju pozycje, bo wiem, że to zdecydowanie zły pomysł.

*opinia również w serwisie lubimyczytac.pl

 

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.