Czytam książki Sandry Brown od ponad dwudziestu pięciu lat. Nie pamiętam takiej, która by mi się nie spodobała, za to pamiętam kilka takich, które wbiły mnie w fotel i również takie, które nie pozwalały iść spać. Bywało, że czytałam do trzeciej czy czwartej rano. I przyznaję, że do dziś nie przechodzę obojętnie wobec książek autorki, bo każda niemal jest gwarancją naprawdę dobrej, trzymającej w napięciu, lektury. Zwłaszcza, że kilkanaście lat temu trafiałam raczej na romanse z dreszczykiem sensacji, a teraz są to powieści sensacyjne z dodatkiem romansu, co pasuje mi o wiele bardziej.
“Furia” dotarła do mnie w tajemniczej czarnej kopercie. Od razu wiedziałam, że będzie to coś specjalnego. Zwłaszcza, że w ślad za książką, z koperty wypadł woreczek strunowy, a w nim… No cóż, jako stała bywalczyni strzelnicy, nie musiałam zgadywać dwa razy: łuski po nabojach z glocka. To był dopiero smaczek, dziękuję bardzo Wydawnictwu Edipresse Książki 🙂
Bohaterka “Furii”, Kerry Bailey, dziennikarka, znana, lubiana i ceniona przez opinię publiczną, uparcie próbuje przeprowadzić wywiad ze znanym bohaterem narodowym, majorem Franklinem Trapperem. Dwadzieścia pięć lat temu major wyprowadził kilka ocalałych osób z hotelu Pegasus w Dallas, w którym wybuchło kilka ładunków wybuchowych, a na własnych rękach wyniósł małą dziewczynkę. Niestety Trapper jest uparty i nie ma zamiaru udzielać żadnych wywiadów, nie robi tego już od lat. I nawet niespotykany upór i dziesiątki telefonów Kerry nie mogą tego zmienić. Dlatego też nieugięta kobieta decyduje się dotrzeć do majora przez jego syna, prywatnego detektywa, który wcale nie jest tym faktem zachwycony. Jego układy z ojcem pozostawiają wiele do życzenia, dawne niesnaski i animozje sprawiają, że na samą myśl o rozmowie z ojcem, Johnowi cisną się na usta same niecenzuralne słowa. Jednak z kilku powodów – znanych wyłącznie jemu samemu – w końcu postanawia przedstawić dziennikarkę ojcu.
To, co wydarzy się później zaważy na całym życiu Kerry oraz syna majora Trappera. Nieznani sprawcy napadają bowiem na dom majora, w którym Kerry przeprowadza wywiad. Kim są sprawcy? I dlaczego włamali się do domu? I czego tak naprawdę chcieli od bohatera narodowego i dziennikarki? Kerry, która cudem unika śmierci, nie od razu zaczyna lękać się o własne życie, jednak splot wydarzeń, które następują później, daje jej namacalnie odczuć, że jej bezpieczeństwo wisi na włosku.
Nagle się okazuje, że nikomu nie można zaufać.
Nagle każdy jest podejrzany.
Nagle w każdym człowieku upatruje się wroga.
Kerry Bailey i John Trapper muszą połączyć siły, by dowiedzieć się, kto tak naprawdę stoi za zamachem bombowym w Dallas sprzed dwudziestu pięciu laty. John wprawdzie ma swoje podejrzenia, niestety prawie nikt mu nie wierzy. Czuje, że jest sam, a jedynym jego sprzymierzeńcem nieoczekiwanie staje się Kerry.
Typową i charakterystyczną rzeczą u Sandry Brown jest nieopuszczające czytelnika napięcie, trzymające go od samego początku do końca. I mimo, iż znamy pewnych podejrzanych, a o innych z kolei nie mamy pojęcia, to czyta się świetnie. A może wcale nie znamy podejrzanych? Autorka przez cały właściwie czas trzyma nas w niepewności i tak naprawdę nie wiemy do końca, czy nasze przypuszczenia są słuszne.
Główna bohaterka to pewna siebie, zdecydowana i zdeterminowana kobieta, profesjonalnie podchodząca do swojej kariery i tego, czym się zajmuje. Swoje sukcesy zawodowe zawdzięcza wyłącznie sobie i może być z nich dumna. W obliczu niebezpieczeństwa nie panikuje, zachowuje zimną krew, co wpływa na naszą dla niej sympatię. Da się ją po prostu lubić, racjonalna i praktyczna, jest przy tym bardzo kobieca i z miejsca wpada w oko Johnowi.
str. 159 – “Kerra Bailey wyznaczała sobie cele i trzymała się programu pozwalającego je osiągnąć. To nie w jej stylu uciekać nocą w towarzystwie mężczyzny o wątpliwej reputacji, który działał impulsywnie, któremu zdarzało się kręcić i kłamać, o czym dobrze wiedziała, którego zresztą poznała zaledwie tydzień wcześniej i to wtedy, kiedy był zbyt skacowany, by stanąć prosto. No więc co tutaj, do diabła, w tej chwili robiła?”.
Pożądanie i namiętność na tle śmiertelnego niebezpieczeństwa to znak rozpoznawczy Sandry Brown. Tutaj uczucie przeplata się z sensacją, z zagrożeniem czającym się w cieniu, z obawą napotkania wycelowanej w nas lufy pistoletu. Wraz z upływem czasu sprawy komplikują się coraz bardziej, wartka akcja nie pozwala się nudzić nawet na chwilę i choć z całą pewnością czytałam już bardziej wciągające powieści autorki, to tej również niczego nie brakuje. Nie jest przegadana, nie jest za długa, czyta się szybko i dobrze, styl autorki to lekkie pióro, niezwykle przystępne dla czytelnika w odbiorze, a język prosty i codzienny.
Pierwsze, co rzuca się w oczy w kontakcie z książką, to świetna okładka, jakby trochę w 3d, do tego format, który bardzo lubię – nieco większy od przeciętnego, bardzo wygodny w czytaniu i ogólnym użytkowaniu. Świetny druk, dobra czcionka, przejrzysty układ stron. Oczywiście nie to liczy się najbardziej podczas czytania, ale są to takie detale, od których zależy cała przyjemność z lektury, dla mnie wyjątkowo ważne. W tekście brak jakichkolwiek błędów, żaden chochlik nie wkradł się w treść, zresztą jak zwykle u Edipresse. Ogromny plus za to piękne wydanie.
To, co jest najlepsze w tej powieści, to oczywiście klimat. Bardzo lubię historie sensacyjne, gdzie nad bohaterami “wisi” groźba, gdzie muszą uciekać, ukrywać się, a każdy napotkany człowiek może im zagrażać. I ani oni, ani my – czytelnicy – nie wiemy, komu można, a komu nie można zaufać. Duszna atmosfera robi się coraz bardziej przytłaczająca, gdy na wierzch wypływają sprawy i machloje sprzed lat.
str. 191 – “Od strony na wpół podciągniętych żaluzji wpadało dość światła, by zobaczyć, że wszystko zostało przewrócone do góry nogami. Szuflady powyciągano z metalowej szafki, a ich zawartość leżała rozrzucona po całej podłodze. Poduszki na kanapie pocięto i wybebeszono. Krzesła i lampy były poprzewracane”.
Wiele w “Furii” jest rzeczy przewidywalnych, jest to coś jednocześnie bardzo amerykańskiego, jak i charakterystycznego dla autorki. Mimo to wcale nie czyta się książki gorzej, nie jest ona przez to mniej intrygująca. Czytam książki Sandry Brown od ćwierć wieku, znam jej styl, znam bohaterów, zdążyłam poznać to, jak myśli i jakich intryg oraz zakończeń można się po niej spodziewać, jednak mimo to, za każdym razem, czytanie jej książek to dla mnie ogromna przyjemność.
To jest powieść dla czytelników, którzy lubią powieści sensacyjne, kryminały, thrillery, a także dla wszystkich, którzy chętnie sięgają po połączenie książek sensacyjnych z romansem, z przewagą jednak sensacji. No i na pewno jest to pozycja dla każdego miłośnika Sandry Brown, jej talentu do zawiłych historii i bohaterów, takich prawdziwych, z krwi i kości.
Ze swojej strony bardzo polecam, książkę czyta się jednym tchem, a szybkie tempo i dynamiczna akcja nie pozwalają się od niej oderwać. To bardzo dobra lektura.
Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Edipresse Książki
*cytaty pochodzą z książki