Bywają takie książki, w których akcję i klimat trzeba się wciągnąć. Często musimy przeczytać dwa, trzy rozdziały, by w ogóle nabrać ochoty na dalszą lekturę. Trafiałam już też na takie, które tak skutecznie od samego początku mnie zniechęcały, że nie byłam w stanie ich ukończyć. Zdarzają się jednak również takie perełki, które od pierwszych zdań czytelnika pochłaniają, a ten wsiąka w ich atmosferę, przeżywa wszystko wraz z głównym bohaterem i ze wszystkich sił pragnie, by mu się powiodło. Taką właśnie książką jest “O chłopcu, który pływał z piraniami”.
Stanley Potts mieszka przy Rybim Zaułku 69. Opiekuje się nim wujek i ciocia i wszystko układa się dobrze. Niestety pewnego dnia wujek Ernest wpada na szalony pomysł produkowania ryb w puszkach i cały dom przekształca w fabrykę. Stanowi nie podoba się teraz ani dom pełen dziwacznych rurek, ani hałas, jaki powodują maszyny, ani unoszący się wszędzie wokół paskudny zapach. Wujek jednak, ogarnięty dziwnym szałem robienia rybnych konserw, nie dostrzega niczego poza nimi. I niestety w końcu wydarza się coś, co łamie serce małego Stana i zmienia go na zawsze. Nie widząc innego wyjścia, chłopiec odchodzi z domu i wraz z wesołym miasteczkiem wyrusza w długą drogę.
str. 78 – “- Witaj w naszej małej rodzinie – powiedział Dostoyevsky i docisnął pedał gazu. W mgnieniu oka miasto i wszystko, co Stan dotąd znał, zostało daleko w tyle”.
Od tej pory Stan pracuje w wesołym miasteczku, poznając różnych, ciekawych ludzi i życie zupełnie inne, niż to, które do tej pory prowadził. Przyjdzie mu po raz pierwszy spróbować pieczonego w ognisku kartofla, pozna historię Dostoyevsky’ego – właściciela stoiska z rybkami, które Stan bardzo pokocha, a wreszcie ujrzy w akcji słynnego Pancho Pirellego, który pływa z piraniami.
Stan jest chłopcem raczej nieśmiałym, skrytym, nie wierzy we własne siły i możliwości. Cichy i grzeczny, początkowo bardzo tęskni za domem, ciocią Annie i wujkiem Ernestem. Pomimo psychicznego bólu, jaki sprawił mi wuj, krzywdy, jaką mu wyrządził owładnięty szałem produkowania konserw, chłopcu bardzo mu go brakuje.
str. 104 – “Tej nocy, kiedy wreszcie wracają do przyczepy, Stan kładzie się na ławce pod kocem, z trzynastoma rybkami do kompanii u swojego boku. Księżyc świeci przez małe okienko przyczepy, a on patrzy w górę i śle w mrok swoją tęsknotę”.
Z biegiem czasu jednak Stan zaczyna marzyć, by tak, jak sławny Pirelli, pływać z piraniami. Czuje się do tego wręcz stworzony.
str. 190 – “Stan nie jest pewien, czy rozumie, czy nie. Zagląda do akwarium. Piranie przepływają obok, nie zwracając na niego uwagi. Widzi ich zęby, widzi, jak górna szczęka zazębia się z dolną, i nie może powstrzymać drżenia”.
Mistrz Pirelli opowiada mu o piraniach, a Stan jest nimi coraz bardziej zafascynowany. Ale czy wystarczy mu odwagi? Czy uda mu się pokonać lęk? Czy jego przygoda w wesołym miasteczku pomoże mu nabrać pewności siebie?
Stanley ma złote serce i jest bardzo czuły na krzywdę. Empatyczny, potrafi słuchać innych, potrafi wesprzeć ich rozmową, a nawet samą swoją obecnością. Bo mimo, że troszeczkę nieśmiały i skryty, jedno jest pewne: Stanley Potts wyrośnie na dobrego człowieka.
To książka o tym, jak radzić sobie z przeciwnościami losu. O samotności, o odwadze, o tym, że wcale nie musimy być idealni. To również opowieść o tym, jak radzić sobie z bólem, o miłości i o przebaczaniu. Także o szczęściu i marzeniach. Bo nawet jeśli nie mamy pewności, czy nasze marzenia mają szansę się spełnić, to warto je pielęgnować. Marzenia sprawiają, że mamy motywację, że chcemy nadal się starać.
Stan też ma swoje marzenia i uczy się je spełniać. Ciężko nad tym pracuje, zwłaszcza że czuje, iż ma jakiś – bliżej nieokreślony – dar.
str. 59 – “Z kawałkiem tortu w ręku Stan wycofał się do swojego kredensu. Kruszył ciasto na kawałeczki i karmił nimi rybki. Ich małe pyszczki otwierały się i zamykały, jak gdyby śpiewały mu Sto lat, więc Stan wtórował im cicho”.
Książka podzielona jest na trzy części: Fabryka, Wesołe Miasteczko i Akwarium z piraniami. Te z kolei bardzo pomysłowo nazywane są kolejno: “jeden”, “dwa”, “trzy” i tak dalej, co na pewno spodoba się dzieciom. Rozdziały są niedługie i przejrzyste, a sama powieść pisana jest prostym, nieskomplikowanym językiem, dostosowanym do odbioru przez młodego czytelnika. Miewa ona wprawdzie fragmenty, które mogą dzieciom sprawić pewne trudności (głównie ze względu na celowo zmienioną pisownię), na szczęście jest ich relatywnie niewiele.
Książkę czyta się szybko i lekko, a od jej lektury bardzo ciężko się oderwać. Sądzę, że niejedno dziecko odnajdzie w Stanleyu samego siebie, swoje cechy, niepewność i poczucie bycia nikim szczególnym. Lektura powieści “O chłopcu, który pływał z piraniami” pomoże dzieciom spojrzeć na siebie innymi oczami, pomoże także odszukać w sobie coś wyjątkowego. Może talent do rysowania? Może ładny głos? Niektórzy szybko biegają, inni ślicznie piszą, a jeszcze inni doskonale liczą. Każdy na swój sposób jest wyjątkowy, warto o tym pamiętać.
Bardzo gorąco polecam.
Za książkę bardzo dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa.
*cytaty pochodzą z książki