Każdy chyba, przynajmniej raz w życiu, oglądał film o zombie. Każdy też mniej więcej wie, jak zombie wygląda, jak się zachowuje i co jest jego celem. Noce żywych trupów i inne tego typu produkcje, całkiem obrazowo zaznajomiły nas z zombiakami. Podobnie gry komputerowe, zwłaszcza seria “Resident Evil”, w której mamy do czynienia z uwolnionym z korporacji Umbrella wirusem i hordami zombie w mieście. A książki o zombie? Znacie? A ile znacie takich, których akcja osadzona jest w Polsce? Osobiście znam “Infekcję” Andrzeja Wardziaka (http://marta.kolonia.gda.pl/connieblog/?p=1698), której akcja toczyła się w Warszawie, no i teraz znam “Zombie.pl”.
Ciekawy tytuł? Na pewno wiele mówi.
Akcja książki rozpoczyna się w Gdańsku, w Brzeźnie, tuż przy plaży, gdzie dwóch partnerów w interesach – a prywatnie również dobrych kumpli – świętuje otwarcie swojej kolejnej restauracji.
Karol Szymkowiak, bo to on jest głównym bohaterem powieści, przesadza tego wieczoru z alkoholem i budzi się rano w hotelowym pokoju z potwornym bólem głowy i złymi przeczuciami. Wokół panuje nietypowa – jak na środek plażowego sezonu – cisza. Kiedy Karol trafia na zmasakrowane resztki swego kumpla, a potem zauważa nietypowe zachowanie postaci krążących wokół samochodów na ulicy, domyśla się, że stało się coś okropnego. Ma wprawdzie nadzieję, że to tylko zły sen, ale pierwsze napotkane zombie skutecznie utwierdzają go w przekonaniu, że to wszystko dzieje się naprawdę. Później Szymkowiak zastanawia się tylko, czy zombie opanowały Gdańsk i okoliczne miasteczka, czy też całą Polskę, a może nawet cały świat? Nie działają telefony, ani transport, więc możliwość jakiegokolwiek kontaktu ze światem zmalała praktycznie do zera. Karol wie już, że jedyną szansą na ratunek jest ucieczka. Dokąd? Dokądkolwiek, byle dalej od zombiaków. Karol za wszelką cenę chce się dostać do Poznania, gdzie zostawił żonę i synka.
Akcja książki rozpoczyna się w Gdańsku i przyznaję, że to był główny powód, dla którego bardzo chciałam ją przeczytać. Ucieczka książkowych postaci ulicami, które znam, na których czasem bywam i które potrafię umiejscowić topograficznie, to nie lada doświadczenie. Później bohaterowie przenoszą się do Malborka i okolic zamku krzyżackiego, które też znam, więc jeśli chodzi o samo tło wszystkiego, co się w powieści działo, to książkę czytało mi się świetnie.
“Zombie.pl” to lektura dla tych, którzy lubią dynamiczną, pełną nagłych zwrotów akcję. Nie brakowało tu zaskakujących scen, których zupełnie się nie spodziewałam i dzięki którym książka wciągała coraz mocniej i bardziej. Oczywiście, jak na powieść o zombie przystało, pełno w niej krwawych opisów i to opisów dość drobiazgowych, nieźle działających na wyobraźnię czytelnika:
str. 112 – “(…) dolna część ciała nieszczęśnika została po prostu zgnieciona i się oderwała. Mimo że nogi i miednica odpadły, a wnętrzności wylewały się z korpusu niczym spaghetti ze słoika, zombie dalej bezmyślnie stukał w szybę, zupełnie nieświadom tego, co się z nim dzieje”.
Karol, biznesmen, kompletnie nienawykły do rozwiązywania problemów w sposób siłowy, ma z początku kłopot z atakowaniem zombiaków. Wprawdzie usiłuje przekonać samego siebie, że to już nie są ludzie, jednak pozbawienie zombie głowy, nadal wydaje mu się dalece niemoralne i zwyczajnie niemożliwe. Dopiero później, kiedy przychodzi mu walczyć o własne życie i o bezpieczeństwo kompanów, jest gotów pogwałcić kilka własnych zasad i nagiąć reguły, których w innych okolicznościach nigdy by nie nagiął. Bo kiedy przychodzi taki moment, że człowiek jest zdolny złamać niemal wszystkie swoje zasady i posunąć się do czynów co najmniej strasznych, wówczas najbardziej tym przerażony jest on sam.
str. 81 – “W ciągu zaledwie kilku godzin, od kiedy obudził się skacowany w hotelu, stracił ogromnie dużo empatii. Wciąż przeżywał brutalną śmierć dziewczyny, ale dlatego, że obawiał się o swoją żonę i syna. Fakt, że zginęła w zasadzie obca mu osoba, nic dla niego nie znaczył.
I zaczynało go to przerażać”.
“Zombie.pl” to książka, która wciągnie Was mocno i nie pozwoli się odłożyć, dopóki nie dotrzecie do końca. Nie ma tu zbędnych scen, opisów, przegadania, nie ma bezsensownego zagłębiania się w prywatne życie każdego z bohaterów – tutaj naprawdę brakuje na to czasu, a pełna napięcia akcja zaczyna się już w okolicach trzydziestej strony i nie zwalnia aż do końca.
Zawsze zastanawiałam się, jak autorzy razem piszą jedną książkę. Czy jest to wspólna burza mózgów, czy może każdy działa na swoim podwórku? Albo każdy pisze własne rozdziały? Jakkolwiek to nie wyglądało, w powieści kompletnie nie widać, że pracowało nad nią dwóch pisarzy. Tekst jest dopracowany i jednolity, nie ma w nim scen, które różniłyby się jakoś od innych i po których byłoby widać dwa odmienne style. Jak też przystało na książkę wydaną przez Wydawnictwo Zysk i S-KA, w powieści nie ma błędów, literówek, ani innych tego rodzaju chochlików. Do tego wygodna czcionka, no i ta niepokojąco trafna, makabryczna okładka, zaprojektowana przez Mariusza Kulę. Lekkie pióro autorów i specyficzne poczucie humoru czynią z tej książki idealną lekturę na weekend czy na kilka wolnych wieczorów.
Trudno mi też nie wspomnieć tutaj szerzej o tym, że początek książki, gdy Karol wędruje ulicami Gdańska w poszukiwaniu ocalałych z masakry ludzi, choć właściwie lepiej będzie powiedzieć: przemyka się ulicami, do złudzenia przypominał mi początek wspomnianej już gry komputerowej z 1998 roku pt.: “Resident Evil 2”. Tam też musimy uciec zombiakom i ulicami Racoon City dotrzeć do posterunku policji. Karol również dociera na posterunek i w tym miejscu podobieństwa się kończą, za to sympatia zostaje, zwłaszcza że wspomniana gra była bardzo, ale to bardzo grywalna.
Jeśli więc lubicie filmy o zombie, a także książki o dynamicznej, pełnej zwrotów akcji, do tego z naszego rodzimego podwórka, polskich autorów, to ta książka na pewno Wam się spodoba. A dla smaczku Wam zdradzę, że Robert Cichowlas i Łukasz Radecki nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i planują ciąg dalszy.
A na koniec przytaczam mój ulubiony cytat z “Zombie.pl”, który ma szansę stać się jednym z ulubionych cytatów z książek w ogóle:
str. 256 – “Szanuję wasze zdanie, każdy bowiem ma prawo do swoich przekonań, o ile nie przeszkadzają one innym. Religii, żadnej religii, powiadam, nie można nauczać i wprowadzać siłą czy strachem”.
Bardzo gorąco polecam.
*cytaty pochodzą z książki