Przyznaję, że dość sceptycznie podchodziłam do tej książki, ponieważ nigdy nie udało mi się zaprzyjaźnić z fantastyką. Ponieważ jednak w opisach wydawcy oraz na LC powieść opisywana jest jako fantasy, uznałam że warto spróbować. Fantasy już mocniej kojarzy mi się z baśnią, a te bardzo lubię. Czy bałam się debiutu? Absolutnie nie! Nie przeczytałam też żadnej opinii w Internecie przed rozpoczęciem lektury.
Początkowo sądziłam, że tytułowy uzdrowiciel będzie odprawiał jakieś sztuki magiczne niczym czarnoksiężnik z opowiadań o Merlinie i tym samym będzie uzdrawiał ludzi. Jestem bardzo mile zaskoczona, ponieważ autorka obmyśliła to jednak nieco inaczej.
Bohaterem powieści jest Wiwan obdarzony niecodzienną mocą. Jego krew ma właściwości uzdrawiające, ale także on sam jest bardzo niezwykły i posiada wielki dar. Dar, który jednocześnie jest jego przekleństwem i nieuchronnie prowadzi go do zguby. Ponieważ w królestwie Tenchryz panuje epidemia, umierają ludzie, król postanawia zamknąć uzdrowiciela na dworze, w pałacu, by mieć go stale “pod ręką”. Wiwan ma jednak brata i przyjaciół, którzy postanawiają uwolnić go za wszelką cenę. Okrutnie poranionego przez oszalały tłum – który chce dotknąć choć jednego palca uzdrowiciela – ledwie trzymającego się przy życiu, odbijają go w końcu z pałacu. Niestety jego życie wisi na włosku i teraz grupa przyjaciół stara się zrobić wszystko, by przeżył.
Z początku nie mogłam się w książce odnaleźć. Chaos panujący w paru pierwszych rozdziałach nieco wybijał z rytmu. Pojawiające się co chwilę coraz to nowe postacie, do tego również panujący bałagan na dworze królewskim – wszystko to utrudniało mi wczucie się w atmosferę powieści. Później jednak, zwłaszcza w chwili, gdy naszym bohaterom udaje się dostać do pałacu i odnaleźć Wiwana, nie mogłam się już oderwać od czytania. Klimat całej historii nie przypomina mi niczego, co czytałam do tej pory i jest to dla mnie największa zaleta tej książki. Autorce udało się stworzyć coś nowego, innego, zupełnie odmiennego od wielu książek, po które dotąd sięgnęłam.
Bohaterowie, nieprzeciętni, charakterystyczni, zostali dobrze i przejrzyście nakreśleni. Pafian, brat uzdrowiciela, uparcie dążący do celu, Oliwier, ze swoją delikatnością i subtelnością, tak różny od tego pierwszego, Ross, sam siebie uważający za kogoś gorszego, Julien, delikatna, a jednocześnie twarda – każdy z nich wyróżnia się mocno na tle całości. I do tego niezwykła więź pomiędzy bliźniętami – to z pewnością jeden z moich ulubionych motywów “Uzdrowiciela”. Każdy z bohaterów został obdarzony innymi cechami charakteru i odmienną osobowością, dzięki czemu rozpoznajemy ich choćby po tym co i jak mówią, jak się poruszają, jak gestykulują i jakim tonem przemawiają. Także relacje pomiędzy poszczególnymi postaciami są mocno skomplikowane. Więzi rodzinne, miłosne, przyjaźń, wierność, wiara w pewne ideały, którym nasi bohaterowie są oddani – znajdziemy tu to wszystko podane w sposób nieszablonowy i ciekawy. Przez cały czas towarzyszyć nam będzie mozaika ich przeżyć: smutek, radość, cierpienie, tęsknota, nadzieja.
“Chociaż nie umiał dobrze władać mieczem, bo jego wcześniejsza choroba nie pozwalała mu na wysiłek, choć noga odmawiała już posłuszeństwa przy każdym ruchu rozdzierana przez szkło, to gniew tłumiony w nim przez całe życie, w jednej chwili uczynił z niego demona zemsty”.
Bardzo spodobał mi się styl autorki. Jest dopracowany i przyjemny w odbiorze, chwilami wręcz poetycki. Brak tu powtórzeń, stylistycznych dziwactw, a jeśli znajdują się błędy, to jest ich relatywnie niewiele i na ogół są to literówki lub błędnie postawione przecinki (ewentualnie ich brak).
W pierwszych rozdziałach brakowało mi mocno głównej postaci, jaką jest Wiwan. Bardzo mało było w nich tytułowego uzdrowiciela. Rozumiem jednak zamysł autorki we wprowadzaniu wszystkich bohaterów w pewnej kolejności i porządku.
Choć z początku się na to nie zanosiło, muszę przyznać, że książka mnie zaczarowała, zwłaszcza w tej drugiej części, kiedy grupa przyjaciół wraz z Wiwanem ucieka z pałacu. Ich wzajemne relacje wciągnęły mnie na tyle, że kilka ostatnich rozdziałów przeczytałam jednym tchem, a kiedy musiałam odłożyć książkę na półkę, ciągle o niej myślałam. Odrobinę zawiodła mnie końcówka. Bardzo chciałam wiedzieć, co będzie dalej i jak rozwiążą się niektóre problemy. Tutaj wszystko nagle się urwało i teraz aż błaga o ciąg dalszy. Może tak miało być? Bo z tego, co się orientuję, autorka pracuje nad dalszym ciągiem. Na szczęście. Osobiście bardzo chcę poznać dalsze losy Wiwana i jego przyjaciół. Polubiłam Oliwiera, Rossa, Pafiana, Sela i samego uzdrowiciela, no i chętnie poznam dalszą część perypetii reszty przyjaciół Wiwana. Złożoność postaci umila czytanie, tutaj nikt nie jest podobny do drugiego, każdy jest indywidualną, osobną jednostką i czuć to w każdym słowie.
“Uzdrowiciel” to książka bardzo emocjonalna, przesycona wręcz całą bogatą paletą uczuć. I to przeróżnych: miłości, nienawiści, władzy, pożądania, fascynacji, zemsty, przyjaźni. I wszystkie te uczucia wypływają wręcz z tekstu, są wyczuwalne, namacalne i trzeba przyznać, że autorka ma ogromny talent do ich kreowania. Potrafiła stworzyć interesujących bohaterów, nieszablonowych, z bogatą osobowością, pozbawionych płaskości i nudy. Jestem pod wrażeniem postaci, zarówno tych pozytywnych, jak i negatywnych, ich różnorodności i bogactwa cech ich charakterów. To postaci z krwi i kości, pełne dynamiki, wyraziste, autentyczne.
Również opisy ucieczki, heroicznej walki w obronie bliskich czy ukrywania się przed wrogimi wojskami, podane były ciekawie i z polotem:
“Gdyby uciekinierzy mogli jednak widzieć całą tę sytuację z góry, zobaczyliby, że w miarę jak droga zbliża ich do Bramy Zachodniej, szeregi wrogów z niemal wszystkich stron systematycznie się zacieśniają, a u celu czeka ich pułapka. Żądni krwi uzdrowiciela ludzie gonili ich po dachach coraz bliżej, zacieśniając pogoń jak pętla na szyi skazańca. Może i nie wiedzieli, kiedy uzdrowiciel będzie chciał wyjechać z miasta. Ale to nie znaczyło, że nie byli na to przygotowani”.
Książkę oceniam jako bardzo dobrą i zaznaczam, że absolutnie nie jest to fantastyka. Fantasy jak najbardziej, choć próżno tu szukać jakichś baśniowych stworów czy postaci. Język też jest raczej współczesny, jednak zachowując tę współczesność języka, autorce udało się równocześnie utrzymać lekko tajemniczą i baśniową atmosferę, co czyni powieść ciekawą i wciągającą – a to też jest jej ogromna zaleta.
Książka spodobała mi się, wciągnęła mnie i zaintrygowana śledziłam losy bohaterów. Bardzo się cieszę, że po nią sięgnęłam. Mimo początkowego chaosu, ogólnie książkę czyta się bardzo przyjemnie. Razem z bohaterami przeżywamy ich sukcesy i porażki, ich smutki i radości. Warto przeczytać, polecam.
Za książkę bardzo dziękuję pani Magdalenie, jednocześnie dziękując za cierpliwość i wyrozumiałość. Niecierpliwie czekam na kontynuację.
* cytaty pochodzą z książki