Do zabawy nominowała mnie Sylwia z bloga “Moje spojrzenie na kulturę”, a jeszcze wcześniej koleżanka z fb. Dzięki, dziewczyny 🙂
Oczywiście podchodziłam już kiedyś do tego tematu, ale jak spośród blisko dwóch tysięcy książek, które się przeczytało, wybrać tylko marne dziesięć sztuk? Nawet kiedy już się porządnie ograniczałam, to i tak wychodziło mi sporo ponad dwadzieścia. No ale jak wyzwanie, to wyzwanie. Wybrałam w końcu dziesięć i przedstawię je Wam w kolejności chronologicznej, w jakiej je poznawałam. Nie ma wśród nich książki najważniejszej, ani tej mniej ważnej. Wszystkie te, które tutaj wymieniam, w jakiś sposób wpłynęły na moje życie i na mnie samą. Każda jest szczególna, każdą cenię, egzemplarz każdej z nich mam na półce. Do niektórych wracałam już dziesiątki razy, inne przeczytałam tylko raz (na razie). No to do rzeczy.
1. “W pustyni i w puszczy” Henryk Sienkiewicz
Mam do niej szczególny sentyment. Była to pierwsza taka gruba książka, jaką przeczytałam samodzielnie. Miałam wówczas dziewięć lat, tyle samo, co Nel, bohaterka książki. Pamiętam, że byliśmy z rodzicami na wakacjach w Kołobrzegu, dorośli siedzieli w pokoju, a ja leżałam w łóżku i czytałam. Wszystko przeżywałam wraz z Nel, z politycznych zawiłości nie rozumiałam wiele, podejrzewam, że tutaj też nie różniłam się od Nel. Staś był dla mnie taaaki dorosły i odważny, a same przygody wzbudzały we mnie moc emocji, od przestrachu, po podziw, lęk, że się nie uda, smutek, że dzieci zostały same gdzieś w puszczy. “W pustyni i w puszczy” przeczytałam minimum dwadzieścia razy i nadal nie mam jej dość.
2. “Babcia Katarzyna” Andjelka Martić
“Babcię (…)” wygrzebała z półki moja mama, kiedy zapewne marudziłam, że nie mam co czytać. Myślę, że nie miałam wtedy więcej niż dziesięć lat. Od pierwszych kart czułam dreszczyk, kiedy główna bohaterka słyszała w nocy chrobotka albo kiedy wraz z przyjaciółmi obserwowała z daleka dom tytułowej babci Katarzyny. Dzieci postrzegały ją jako czarownicę, więc ja też sądziłam, że babcia jest straszna i groźna. Książka była wówczas dla mnie dziwna, trochę straszna, no i po raz pierwszy zetknęłam się tu z tematem śmierci. Po latach przeczytałam ją ponownie i muszę przyznać, że odbiór teraz jest zupełnie, ale to zupełnie inny, niż kiedyś, kiedy byłam dzieckiem. Sentyment pozostał, książka jest dla mnie szczególna. Wspominam ją z rozrzewnieniem.
3. “O chłopcu, który szukał domu” Irena Jurgielewiczowa – moja recenzja
Och, nigdy nie zapomnę tych dni, kiedy czytałam tę powieść po raz pierwszy. To niezwykła książka. Jednocześnie smutna i radosna, pełna strachu i miłości, tchnie ciepłem, sercem i tkliwością. Powstała dawno temu, a mimo to, wartości, jakie porusza, są uniwersalne jak wówczas i nic się do tej pory nie zmieniło. Czytałam z wypiekami na twarzy, jak chłopiec, w imię miłości do przybranej matki, wyrusza w świat, by odnaleźć jej zaginione w czasie wojny córki. Nie wiadomo, jaka to była wojna, nie wiadomo, w jakich miastach i lasach akcja się rozgrywa – to wszystko nie ma znaczenia. Piotruś, bo tak ma na imię bohater książki, zawiera pakt z wróżką Miłoradą, która zmienia go w małego jak krasnoludek i obdarza umiejętnością porozumiewania się ze zwierzętami. Dla mnie, jako dziecka, było to coś tak niesamowitego, tak magicznego, że książka zapadła mi w pamięć i serce na tyle mocno, by po latach, podczas czytania jej córce, znowu przeżywać ją tak samo. Kocham ją miłością bezgraniczną.
4. “Szara Wilczyca” James Oliver Curwood
Ta książka nie istnieje dla mnie bez drugiej części, więc przytaczam tutaj jej tytuł wraz z drugim tomem serii pt.: “Bari, syn Szarej Wilczycy”. Cóż mogę rzec… To kolejne książki, które podkradałam mamie. W moim rodzinnym domu było wiele książek tego autora, przeczytałam je wszystkie, ale te dwie szczególnie chwyciły mnie za serce. Wielokrotnie przeżywałam przygody psa Kazana i Szarej Wilczycy. Szara Wilczyca, oślepiona przez rysia, całkowicie prawie uzależniona od swojego towarzysza oraz Kazan, mieszaniec wilka i psa husky, przemierzają wspólnie Kanadę i przeżywają całe mnóstwo przygód. Chciałam mieć takiego psa, jakim był Kazan. I najchętniej tak samo bym go wtedy nazwała.
5. “Cichym ścigałam go lotem” Joe Alex
Pierwsza książka autora, po jaką sięgnęłam, czy raczej jaką wcisnęła mi w ręce mama, twierdząc że na pewno mi się spodoba. Miałam jakieś trzynaście lat. Czy mi się spodobała? Na tyle, by wciągnąć szybko kolejne. Wszystkie, jakie mama miała w swojej biblioteczce. Równie dobrze mogłabym tutaj przytoczyć tytuły reszty kryminałów Alexa (Macieja Słomczyńskiego), bo to od nich zaczęła się moja miłość do owego gatunku. Klasycznego, prawdziwego, doskonale skonstruowanego, idealnego.
6. “Trzej muszkieterowie” Alexander Dumas (ojciec)
Pokochałam tę książkę miłością godną nastolatki. Wypożyczyłam z biblioteki i wypożyczałam jeszcze chyba z dziesięć razy, do chwili, kiedy udało mi się upolować własny egzemplarz, chyba w jakimś antykwariacie. Po raz pierwszy przeczytałam ją w pierwszej klasie liceum, w wieku piętnastu lat i od tamtego czasu wracałam do niej setki razy. Moje pierwsze zderzenie z autorem i pierwsza książka historyczna. Wprawdzie nie zapałałam miłością do powieści historycznych, ale ta książka, wraz z kontynuacjami – “W dwadzieścia lat później” i “Wicehrabia de Bragelonne” – to moje skarby najdroższe.
7. “Zielona mila” Stephen King
Nie była to moja pierwsza książka Kinga. Ani ostatnia. Ale powieść połknęłam w jedną noc. Pamiętam tę noc. Jak siedziałam na łóżku i chłonęłam stronę za stroną. Niesamowita powieść, niesamowite postaci, niezwykła książka. Chyba nie potrafię wyrazić słowami, jak mocno mnie zachwyciła i jak silnie mnie wzruszyła.
8. “Wyznania gejszy” Arthur Golden
Nie ma chyba wśród czytaczy osób, które nie słyszałyby o tej książce. Nie wiem, czy w ogóle znajdzie się ktoś, kto jeszcze jej nie czytał. Nietuzinkowa opowieść napisana w oparciu o prawdziwe życie japońskiej gejszy, Mineko Iwasaki. Cudownie przedstawione realia wschodu, tamtejsze zwyczaje, tamte czasy. Uwielbiam wracać do tej powieści, to książka, podczas czytania której zapomina się o całym świecie i nie sposób jej tak po prostu odłożyć. Trzeba czytać dalej, nawet jeśli czytamy ją już po raz piaty i dobrze wiemy, co się dalej wydarzy.
9. “Złodziejka książek” Markus Zusak – moja recenzja
Cóż. To jest powieść, o której nie potrafię ładnie opowiedzieć. To jedna z najcudowniejszych książek na świecie. Najwspanialej napisana, najpiękniej przedstawiona, niesamowita i niezwykła. To książka, której nie sposób zapomnieć. Nie da się. Ona zapada w pamięć, serce i zmysły i zostaje tam na całe życie. Zmienia w człowieku coś głęboko w duszy. Na zawsze.
10. “Cięcie” Veit Etzold – moja recenzja
Może dziwny wybór wpisywać na tę listę książkę tego rodzaju. “Cięcie” to mocny thriller, brutalny i chwilami przerażający. Już wcześniej lubiłam thrillery, ale ta powieść podniosła poprzeczkę bardzo wysoko i teraz każdą książkę tego typu, automatycznie porównuję do tej. I nieustannie poszukuję takiej, która będzie lepsza w tym gatunku od “Cięcia”. Mocniejsza, bardzo mroczna, która jeszcze silniej mną potrząśnie.
Tak wygląda moja lista 10 książek, które są dla mnie ważne. Myślę, że dziesięć lat temu wyglądałaby ona inaczej, choć te pierwsze powieści na pewno by na niej zostały. Może za kolejnych dziesięć lat ta lista nieco się zmieni, nie wiem, ale chętnie porównam 🙂