Jako nastolatka zaczytywałam się w powieściach Grahama Mastertona, Jamesa Herberta i Clive’a Bakera. Lubiłam to oderwanie od rzeczywistości i podążanie za bohaterami horrorów, czasem dość tandetnych i mniej ciekawych, ale zawsze wciągających. Do tej pory chętnie sięgam po opowiadania i powieści grozy, poszukując w nich dreszczyku emocji, lęku, może czegoś mocno wykraczającego poza granice codzienności i zasad moralno-społecznych. Po “Horror na Roztoczu” sięgnęłam z ciekawością, spodziewając się zastrzyku adrenaliny czytelniczej i zniknięcia na chwilkę w czeluściach kart książki.
“Horror na Roztoczu” to zbiór siedemnastu opowiadań grozy. Mamy tu jedenastu autorów i trzynastu ilustratorów. Opowiadania są mocno zróżnicowane, każde o czymś innym, każde z innymi bohaterami. Zbiorowy autor to raczej zaleta antologii. Kilka opowiadań zapadło mi mocno w pamięć, ale były też takie, które mnie zwyczajnie znudziły, na szczęście takich było znacznie mniej. Te, o których pamiętam do teraz, to “Kościół”, “Szambo”, “Pająk” i “Świadomość”.
Pierwsze trzyma nas w napięciu od początku do końca, nie opisując i nie pokazując niczego zbędnego, przez co czyta się je szybko i z zainteresowaniem, wsiąkając w klimat mrocznego, ciemnego i prawie opustoszałego miasteczka, a potem zapomnianego, budzącego lęk, starego kościoła. Kościół ponoć skrywa w swoich podziemiach tajemnicze drzwi, których nie da się otworzyć. Co jest za owymi drzwiami – nasi bohaterowie, nastoletni chłopcy – nie wiedzą, ale słyszeli różne przerażające historie, które podpowiadają, że w środku ponoć stoją trumny. Postanawiają tam wejść, ale okazuje się, że coś w bardzo dziwny sposób wpływa na ich świadomość i to, co widzą, nie jest do końca takie, jakie im się wydaje. Jako pierwsze opowiadanie antologii, “Kościół” wprowadza nas w nastrój grozy i zachęca do czytania dalszych historii.
“Szambo” i zatkane rury oraz wydobywające się z nich różne dziwne dźwięki, z pewnością zjeżą Wam włosy na głowie. Nie mogę tutaj napisać więcej bez spoilerów, więc pozostawiam to opowiadanie bez dalszych, zbędnych opisów i zachęcam do przeczytania. Tylko wstrzymajcie oddech.
Największe zniesmaczenie i wręcz odrazę, wzbudziło we mnie opowiadanie pt.: “Pająk”. I mimo, że nie boję się i nie brzydzę pająków, to tutaj trudno było mi się nie skrzywić i przejść obok tekstu obojętnie. Nie zdradzę za dużo, ale powiem, że bohaterem opowiadania jest ośmioletni chłopiec, który zaprzyjaźnia się z pająkiem. Niby nic, ale pająk ten, to nie taki zwykły mały pajączek z ogródka, to zła istota, która terroryzuje chłopca i nazywając się jego przyjacielem, zmusza go do tego, by chłopiec nosił go ze sobą wszędzie… we własnych ustach. Cóż… Obrzydzenie gwarantowane. I właściwie na tym też polega dobrze napisany horror, że nie tylko leje się wokół krew i latają flaki, ale tekst potrafi w człowieku wywołać skrajne oburzenie, obrzydzenie i wstręt. A biorąc jeszcze pod uwagę końcówkę opowiadania i dość plastyczne opisy, nie zapomnicie tego opowiadania dość długo.
“Świadomość” to historia osadzona w niedalekiej przyszłości, kiedy to ludzie – by spowolnić starzenie się – na czas snu przenoszą swoją świadomość do małego urządzenia. Tak robi matka pewnego niemowlęcia. Tylko co się stanie, kiedy urządzenie zawiedzie i ta świadomość nie może wrócić? A ciało czeka i dzieją się z nim w międzyczasie paskudne rzeczy?
Jeśli chodzi o całość, to historie są dobrze skonstruowane, lekko się czytają, większość z nich wciąga i dla fana gatunku jest to z pewnością interesująca pozycja, przy której można się zrelaksować i dobrze bawić. Kilka literówek, które się po drodze trafiły, nie utrudnia czytania, jest ich niewiele, a większych błędów nie znalazłam. Styl autorów jest dobry i historie dobrze się czyta. Są to niedługie opowiadania, a książka ma trochę ponad trzysta stron. Kompletnie nie wciągnęły mnie może dwie czy trzy historie, resztę czytałam z przyjemnością.
Jeśli jednak miał to być horror, taki z krwi i kości, to nie do końca to wyszło, choć faktycznie klimat grozy na stronach książki mocno się panoszy. Znacznej większości historii “Horroru na Roztoczu” zabrakło takiego silnego trzęsienia ziemi, które by nami porządnie wstrząsnęło, choć często kończyły się one zaskakująco i mroziły krew w żyłach. Mogło być ociupinkę bardziej krwawo, nie pogardziłabym.
Dużym plusem zbioru są ilustracje – czarno-białe rysunki, klimatyczne i często przerażające, wpływające mocno na nasze wyobrażenia o danym opowiadaniu, jako że są wstępem do nich i ukazują mniej więcej, o czym będziemy czytać.
Książkę oceniam na plus, bo ciekawie spędziłam przy niej czas, a atmosfera opowiadań jest ciemna, ponura i chwilami naprawdę mroczna. Polecam fanom gatunku, horroru i powieści grozy.