Tag Archives: Promocje

Fakty o patronach i promocji


Gdzieś pod koniec mojej wydawniczej przygody z WFW, w chwili kiedy już prace redakcyjne były zakończone i ważyły się losy blurba na okładce, dowiedziałam się od działu zajmującego się promocją, że czekamy jeszcze na patronów, ponieważ to bardzo dobrze, kiedy książka ich ma. W porządku, pomyślałam, poprzednia książka ich nie miała, to może warto spróbować czegoś nowego. Poszukiwanie patronów opóźniło ukazanie się książki na rynku wydawniczym o całe pięć tygodni. Dowiedziałam się też, że osoba prowadząca fanpage wydawnictwa, czy raczej firmy wydawniczej (bo taka jest różnica pomiędzy tradycyjnym wydawnictwem a firmą, która wydaje książki z partycypowaniem autora w kosztach), uczestniczy w promocji. Jak miało to wyglądać? Miałam dostawać materiały promocyjne do zamieszczania na swoim profilu autorskim. Od wydania książki minęły cztery miesiące, do dziś nie otrzymałam nic. Cóż, wygląda na to, że takich materiałów w ogóle nie było. Pewnie nikt nie zadał sobie trudu zrobienia na szybko choćby plakatu.

Poinformowano mnie również, że fanpage firmy wydawniczej obserwuje profile autorskie autorów. Cóż, możliwe, bo jeden raz zdarzyło się, że udostępnił moje zdjęcie egzemplarzy autorskich.

Wysłałam do nich informację o promocji książki w akcji Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają (PNGiSAM) – lakonicznie podziękowano mi za informację. Zwłaszcza że wcześniej pytano mnie o jakieś ewentualne możliwości promocji. Napomknęłam też o tym, że patroni książki mają swoje profile na FB (dość tłumnie odwiedzane) i mogli słówko o promocji zamieścić – do niczego to przecież nie zobowiązuje. Tymczasem patroni ograniczyli się wyłącznie do zamieszczenia artykułu na stronie www w dziale o książkach, do których normalny, szary Kowalski nawet by nie dotarł, bo klikanie kilkanaście razy, by ów artykuł znaleźć, jest co najmniej niewygodne i zabawne (akurat w tym mam doświadczenie, jestem redaktorem naczelnym niedużego portalu i wiem, że użytkownicy rzadko kiedy grzebią gdzieś tam w głębi strony). Artykuły były tak głęboko zakopane, że nawet ja – a jestem starym wyjadaczem internetowym, od ponad dziesięciu lat pracującym prawie wyłącznie na łamach Internetu – miałam problem, by je odszukać. Pomijając już to, że ja o nich wiedziałam, a przysłowiowy Kowalski nie miał i nadal pewnie nie ma zielonego pojęcia o ich istnieniu. Nie wiem niestety, czy rola patrona ogranicza się wyłącznie do zamieszczenia informacji i jak najszybszym zapomnieniu o tym, że w ogóle na patronat się zgodził? Nigdy dotąd nie miałam z patronatami do czynienia, więc może tak to wszędzie wygląda, ale przecież widuję inne informacje o patronatach i patronach i z całą pewnością nie wygląda to tak, jak wyglądało u mnie. Patroni umieszczają informację o patronatach w widocznych miejscach, piszą o nich, wspominają tu i tam, po prostu reklamują – promują. W moim przypadku to tylko znaczki na okładce książki, które reklamują portale patronujące książce i będą je reklamowały tak długo, jak długo książka będzie w obiegu, ale w drugą stronę to już właściwie nie działa i nigdy nie działało. Większą reklamę i większą promocję robią mi recenzenci, blogerzy i ostatni numer Fanbooka. No i przyjaciele, dzięki którym info o książce pojawiło się na przykład w magazynie “Świat Seriali” i “TeleTydzień”.

No i oczywiście akcja Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają, dzięki której o książce w pewnym momencie i gdzieś tam zrobiło się głośno. Dzięki akcji znaleźli się recenzenci, chętni do przeczytania, podzielenia się uwagami, zrecenzowania, dodania opinii na łamach FB i w portalach maści Lubimy Czytać.

Od mniej więcej maja w Internecie pojawiło się sporo pozytywnych recenzji książki “Goniąc cienie”, głównie właśnie blogerów i recenzentów, których pozyskałam w akcji promocyjnej PNGiSAM oraz takich, którzy sami się do mnie odezwali, niezwiązani z akcją. Również tych, którzy czytali moje poprzednie książki i chcieli po prostu poznać następną. Skoro dział promocji miał obserwować mój autorski profil na FB, to musiał się natknąć choćby na jedną z takich recenzji, bo publikowałam i nadal publikuję wszystkie pozytywne (w ramach dalszej promocji), ale niejednokrotnie udostępniałam również te bardziej negatywne wierząc, że każda książka znajdzie swojego odbiorcę. Tymczasem firma wydawnicza nawet żadnego takiego wpisu nie “lajknęła”, o opublikowaniu takowej na swojej stronie, już nie wspominając. Rozumiem, że firmowa witryna www zobowiązuje i może nie jest mile widziane wpisywanie na niej wszystkiego, co tylko wpadnie w ręce, w porządku, ale FB? Widuję przecież odsyłacze do recenzji innych autorów, czasem widuję jakieś wpisy o recenzjach do innych książek. Prawda jest taka, że bez promocji nie ma książek – chyba że ktoś ma już wyrobione nazwisko i publikuje od wielu lat, ma już rzeszę własnych fanów, którzy niecierpliwie czekają na kolejne powieści.

Firma wydawnicza u siebie na stronie nie określiła nawet gatunku książki (o czym pisałam jakiś czas temu) i stąd książka jest błędnie postrzegana jako kryminał, a nie powieść sensacyjna. Nie jest to jakiś karygodny błąd oczywiście, ale każdy czytacz chciałby wiedzieć, do jakiego gatunku należy książka, którą chciałby kupić. Nie zawsze sama zwięzła recenzja wystarczy. A kryminał to kryminał: morderstwo, śledztwo, dochodzenie – tego u mnie nie ma.

Szkoda wielka. Mam jeszcze trzy książki, które chcę opublikować, ale tym razem pertraktuję już z wydawnictwem i agentem, a nie firmą wydawniczą. Bo jednak na promocję nie można u tych drugich liczyć. A już zupełnie nie wspominam o dystrybucji wyłącznie kanałami internetowymi. Moją pierwszą książkę (choć nie była zbyt udanym debiutem), można było kupić w większości stacjonarnych księgarni. Znalazłam ją nawet w maleńkiej księgarence w Kołobrzegu, z dala od dużych skupisk ludzkich, w zapomnianej, małej uliczce. Tak więc wszelkim firmom typu self publishing mówię koniec.

Wracając jeszcze do tematu: drobna promocja (nie wymagam przecież nie wiadomo jakich nakładów finansowych ani żmudnej pracy ze strony firmy wydawniczej), polegająca na zamieszczeniu tu i ówdzie pozytywnych recenzji książki, na stronie www, czy też na profilu fejsbukowym albo u tych szumnych patronów, pomogłaby zarówno książce, jak i jej sprzedaży. Zawsze sądziłam, że także firmie wydawniczej zależy na większej sprzedaży. Tymczasem drugi raz z usług takowej skorzystałam i drugi raz się zawiodłam. Jest w tym jednak prawda, że firma już na książce zarobiła to, co wpłacił autor, a reszta, cóż, niewiele ich po prostu obchodzi. A jeśli chodzi o patronów, to chyba nigdy więcej, jeśli to tak ma wyglądać. W chwili obecnej, choć od ukazania się książki na rynku wydawniczym upłynęły cztery miesiące, założę się, że informacji o książce już próżno na stronach patronów szukać. A może powinnam słowo “patroni” pisać w cudzysłowie, bo tak naprawdę nie są to prawdziwe patronaty?

Zwięzłą i bardzo skróconą wersję tego posta wysłałam do działu promocji w firmie wydawniczej, w której wydałam książkę. Jeśli mam być szczera, nie bardzo mnie interesuje, co i czy w ogóle odpowiedzą. Nie wysłałam tego po to, by odpowiadali, bo właściwie nie jest to żadne pytanie. Po prostu stwierdziłam fakt i napisałam, jak to wygląda z mojego punktu widzenia.

 

Rozmowa z czatu

Wczoraj wzięłam udział w czacie zorganizowanym przez Akcję Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają. Była to rozmowa z czytelnikami w ramach promocji mojej najnowszej książki “Goniąc cienie”. Początkowo czat miał trwać coś koło godziny, ale postanowiłam posiedzieć tak długo, jak długo będą ochotnicy do rozmowy, no i czat wydłużył się do ponad czterech godzin 🙂 Bardzo się cieszę 🙂 Poniżej przedstawiam niektóre pytania z tej miłej rozmowy.

 

PNGiSAM: Skąd pomysł na książkę o takiej a nie innej tematyce?

 

JA: Lubię, kiedy coś się dzieje. Sama bardzo lubię czytać książki z dreszczykiem, kryminały i powieści sensacyjne, a najbardziej lubię połączenie tych gatunków z wątkiem romantycznym lub przygodowym. A ponieważ je lubię czytać, to jakoś naturalnie wyszło, że i z pisaniem na te tematy mi po drodze 🙂

 

Rafał Cz.: Kiedy ukaże się kolejna Pani książka?

 

JA: Mam nadzieję, że wkrótce i że będę mieć nieco krótszą przerwę, niż ostatnio pomiędzy kolejnymi książkami.

 

Katarzyna J.: Dzień dobry, jestem bardzo ciekawa skąd pojawił się pomysł na daną książkę?

 

JA: Jestem ogromną miłośniczką malarstwa Tycjana. Kiedyś, oglądając jego prace, zachwyciłam się “Wenus z Urbino” i tak mi wpadł do głowy pomysł, że mogłabym napisać jakieś opowiadanie z Tycjanem w tle. Napisałam. Potem je przerobiłam i zrobiłam z tego książkę – Tycjana usunęłam nieco w cień, ale reszta została, choć nieco w zmienionej formie 🙂

 

Katarzyna J.: Gdy pojawiają się chwile zwątpienia, co dalej napisać, co wtedy Pani robi? Czy pojawiły się w ogóle?

 

JA: Oj, miewam takie chwile zwątpienia… Ostatnio miałam dwumiesięczną przerwę, bo co podchodziłam do tekstu, to mi ręce opadały Co wtedy robię? Czekam. Czytam swój tekst, przeglądam plan, wprowadzam poprawki, a potem przychodzi dzień i chwila, kiedy siadam i po prostu piszę. W końcu udaje się zwalczyć trudność i przez dłuższy czas leci z górki, jest łatwiej, aż do następnej takiej chwili 🙂

 

Rafał Cz.: W Pani książkach są wątki romantyczne czy w planach jest napisanie książki typowo romantycznej?

 

JA: Mam w zanadrzu romans, ale z thrillerem w tle. Nie lubię czytać ckliwych i cukierkowych romansów, a więc i takiego nie napiszę, ale lubię historie miłości z sensacją i thrillerem.

 

Violetta B.: Kto jest Twoim pierwszym recenzentem? Maz? przyjaciolka? rodzice?

 

JA: Moja przyjaciółka Paulina. Reszta na ogół poznaje książkę w chwili, kiedy się ukaże w wersji papierowej 🙂

 

Małgorzata G.: Pani Marto, a wersja elektroniczna? Jest w planach, czy będzie Pani wydawać książki tradycyjnie – na papierze?

 

JA: E-book “Goniąc cienie” jest w planach. “Zdążyć przed świtem” miał być, ale chyba zapomnieli :)Dla mnie może są one mniej istotne, bo lubię mieć książki, lubię widzieć je na półkach, a swoje darzę szczególną sympatią i lubię, kiedy tak sobie na półce leżą…

 

Rafał Cz.: Jak długo mija od wysłania tekstu do wydawnictwa do wydania książki (pod warunkiem jej przyjęcia do wydania)? Czyli jaki jest okres na wszystkie formalności.

 

JA: Taki czas gwarantuje umowa. No, może nie do końca. Ostatnio miały to być trzy miesiące, wyszło trochę więcej, ale dostałam rekompensatę w postaci dodatkowych egzemplarzy autorskich, co bardzo mi pasowało. Na ogół od przyjęcia tekstu do ukazania się książki mija od 3 do 5 miesięcy.

 

Małgorzata G.: Dobrze, a wracając do “Goniąc cienie”, ile powstawała książka? Czy miała Pani opracowany plan, czy akcja rozwijała się spontanicznie?

 

JA: “Goniąc cienie” to jedna z trojga. Tak je nazwałam samej sobie bardzo roboczo. Powstała wraz z innymi dwiema w przeciągu roku, a na nią samą przeznaczyłam nie więcej jak cztery miesiące. Miałam plan, zawsze mam plan. Ogólny, który później, metodą płatka śniegu, rozwijam.

 

Małgorzata G.: “Zdążyć przed świtem” ukazała się stosunkowo niedawno (2 lata temu). Czy należy do tej “trójki”, czy na pozostałe dwie wciąż musimy poczekać?

 

JA: Nie należy do tej trójki. Te dwie to właśnie te, które chciałabym teraz wydać.

 

Małgorzata G.: I obie będą zawierały w sobie nowe wątki i nowych bohaterów, czy będą się czymś łączyć z “Goniąc cienie”?

 

JA: Obie są zupełnie nowe i nie mają nic wspólnego z “Goniąc cienie”. Jedna z nich rzuci nas z Arizony do Panamy, druga dzieje się stacjonarnie, chyba pierwszy raz w moich pisarskich wędrówkach, w jednym tylko miejscu, w małym miasteczku w Karolinie Południowej.

 

Małgorzata G.: Mnie zaintrygował Lucky. Jego tragiczne losy zanim został policjantem aż się proszą o jakieś dopowiedzenie. Jak dokładnie żył? Czym się zajmował? Skąd wziął się jego pies? W jaki sposób kształtował się jego system wartości? Chyba zaczynam kreślić plan jakiegoś fanfiction 😐

 

JA: Bo Lucky to ciekawa postać. Niby twardy facet, były gliniarz, zaprawiony, ale jednak w duszy bardzo samotny i naznaczony tym, że wychowała go ulica. To wszystko, jak kiedyś żył, jakie traumatyczne przeżycia były jego udziałem, wywarło wpływ na to, jaki jest dzisiaj. I myślę, że tak do końca i tak nam nie opowiedział o sobie wielu rzeczy 🙂

 

Violetta B.: A kiedy ksiazka z akcja dziejaca sie w naszym kraju…. tak by moc potem podazac szlakiem glownych bohaterow?

 

JA: Nie wykluczam osadzenia czegoś w Polsce, na razie mam plany na książkę dla dzieci i tutaj wszystko już w Polsce, ale z kolei książeczka ciut magiczna. (…) Zgodnie z życzeniem córki, bohaterem jest magiczny kot, więc raczej całkowicie oparta na wyobrażeniach, choć sięgam w niej do mitów skandynawskich i do boginii Freyi 🙂

 

Violetta B.: ojjjj to ja juz czekam – jezeli bohaterem jest KOT to juz zapisuje sie w kolejce po autograf

 

Rafał Cz.: Czy kolejne książki będą sygnowane pod nazwiskiem Bilewicz czy też będzie to już Gędzierska?

 

JA: Zawsze będzie “Bilewicz”, ponieważ wszystko, co publikuję, publikuję pod nazwiskiem panieńskim.

 

Małgorzata G.: Uwaga, zadam jedno ze standardowych pytań z wywiadu. Jak wygląda miejsce, w którym Pani pisze? Czy potrzebuje Pani ciszy, czy na przykład pisze Pani przy jakiejś muzyce lub dźwiękach dobiegających zza otwartego okna?

 

JA: Niekoniecznie muszę mieć cicho. Czasem gra tv, obok bawi się dziecko, a w drugim pokoju mąż gada przez telefon – a głośno gada 😉 Ale najbardziej, najbardziej lubię pisać, kiedy jestem sama. Wieczorem, kiedy zza otwartych na oścież drzwi do ogrodu dobiega cykanie świerszczy. Jesienią zapalam zapachowe świece, czasem towarzyszy mi muzyka relaksacyjna. Najczęściej jednak piszę w ciszy, lubię miarowy stukot klawiatury mojego laptopa 🙂 A jak wygląda miejsce, w którym piszę… Otóż, ogłaszam wszystkim, że nie posiadam biurka. Mam mały stolik, na nim stoi laptop, obok mnie notatki i takie różne. Czasem komputer wędruje na kolana 🙂

 

Violetta B.: A czy sa ksiazki przez ktore nie przebrnelas? i co wtedy – odkladasz i czekasz na “ich moment” czy nie wracasz?

 

JA: Tak! Jezu, “Nad Niemnem”! Kocham film, ale książki nie mogłam pokonać, to ona pokonała mnie i nigdy do niej nie wróciłam. Wstyd :/ Ale chyba nigdy też po nią już nie sięgnę.

 

Malgorzata B.: Marta Ty pisz i to duzo wiecej, mam niedosyt.

 

JA: Z pisaniem nie ma problemu. Mam ukończone cztery książki, piąta się pisze, dwie są przyszykowane do wysłania do wydawnictw, po mojej korekcie. Gorzej z częstotliwością wydawania. Potrzebuję porządnego wydawnictwa z prawdziwego zdarzenia, w którym nie trzeba partycypować w kosztach, bo długo nie pociągnę na tych w stylu vanity press. No ale u nas takie realia, czekam na swoją szansę 🙂

 

Paulina O.: chciałam zapytać o Twoje marzenie, poza literackimi naturalnie?

 

JA: Marzę o dodatkowym pokoju, w którym mogłabym sobie urządzić bibliotekę i swój kąt do pracy. Z biurkiem Już nie wspominam o tym, że chciałabym móc wydawać książki bez problemu, ale to jest literackie, tak? No to tak całkiem poza: marzę o tym, by moja córka wyrosła na szczęśliwą i pewną siebie kobietę, która nie boi się wyzwań i która wie, czego w życiu chce. A dla nas, byśmy z mężem nadal mieli takie relacje, jak mamy.

 

Paulina O.: Marta jeśli miałabyś napisać książkę, której historia toczy sie w Polsce jakie to byłoby miasto i dlaczego akurat to?

 

JA: Być może na pierwszy rzut Warszawa, bo to znam najlepiej, ale gdyby miało to być coś tajemniczego, to stawiałabym na Kołobrzeg 🙂 I jego tajemnice 🙂

 

Paulina O.: (…) a jak poznajesz miejsca o których piszesz? pisałaś wyżej, że nie podróżujesz i piszesz o miejscach, w których nigdy nie byłaś, a opisy są wg mnie bardzo szczegółowe, czy to fikcja literacka czy poznajesz te miejsca w jakiś sposób?

 

JA: Zanim cokolwiek zacznę pisać, muszę poznać miejsce, gdzie ma się toczyć akcja. Na ogół wiem, czego szukam, ale czasem nie potrafię tego dokładnie sprecyzować. Jak już się tego dowiem, po rozpisaniu ogólnego planu, wertuję przewodniki, oglądam filmy dokumentalne, moim wsparciem są google maps i szczegółowy podgląd ulic. Czytam, jak tam jest, przeglądam, jak wyglądają tamtejsze domy, jak żyją ludzie, jak pracują, czym się zajmują, jak funkcjonują w środowisku. Dopiero wtedy moge umiejscowić bohaterów w danym miejscu, mieście.

 

Marša L.: A przywiązujesz (mogę tak bez “pani” młodszam trochu bardzo bo jakieś 10 lat, to nie wiem ^^”) duże znaczenie do lokalizacji, czy raczej pisząc/planując wychodzisz od ludzi lub wydarzeń i potem osadzasz je w konkretnym miejscu?

 

JA: Tak, czasem najpierw mam bohaterów lub wydarzenia i dopiero szukam dla nich miejsca 🙂

 

Paulina O.: A masz takich swoich bohaterów, których bardziej lubisz, z którymi bardziej się identyfikujesz? może niekoniecznie dlatego, że są mili/sympatyczni/pomocni, ale właśnie dlatego, że są “skomplikowani”?

 

JA: Tak 🙂 Logan z niewydanej jeszcze książki – lubię go bardzo, za wszystko, za niedoskonałość, za dystans do samego siebie, za to, że nie stara się niczego w swoim życiu robić na siłę. No i pisarz 🙂

 

Violetta B.: czy kiedykolwiek przebiegla Ci przez glowe mysl, ze fajnie by bylo gdyby jakas pozycja z Twojego dorobku doczekala sie ekranizacji? jezlei tak to ktora?

 

JA: “Zdążyć przed świtem” – fajny film by wyszedł 😀

 

Paulina O.: chciałabyś żeby Twoja córka kiedyś pisała?

 

JA: Hobbistycznie, czemu nie? Ona już tworzy różne historie i opowiadania, pełne magii, tajemnic, a chwilami tak logiczne, że głowa mała – pomysł na książkę dla dzieci wyszedł od niej, główny bohater też i pewne magiczne momenty, a dziecko ma dopiero 6,5 roku. Niech pisze, niech rozwija słownictwo, niech szuka swoich zainteresowań. A co z tym potem zrobi, to już jej decyzja 🙂

 

Marša L.: Ponieważ dużo się dzieje, to może pytanie było, tylko nie zauważyłam, bo patrzyłam w drugą stronę lub pobiegłam do sklepu, ale… Jest jakiś etap procesu twórczego – pisania – który lubisz najbardziej?

 

JA: Nie było takiego pytania 😉 Tak, lubię bardzo kreowanie postaci. Nie tylko głównych bohaterów, ale i tych pobocznych, nie wiem, czy nawet nie bardziej, bo to na ich tle poznajemy głównego bohatera. Te poboczne postaci są niejednokrotnie ważniejsze od głównych. Bardzo też lubię zamykanie wątków, mam wtedy takie poczucie “pisarskiego spełnienia”, coś stworzyłam, to coś żyje już własnym życiem, można pozamykać drzwi 🙂 No i uwielbiam pierwsze zwroty akcji w książce, ich opisywanie i dopatrywanie się, jak zareagują bohaterowie w chwilach nagłego kryzysu. Bo nie zawsze wiem, co zrobią. W planie czasem już coś jest, a potem okazuje się, że właściwie lepiej będzie napisać to inaczej – mam wrażenie, że to bohaterowie decydują, a nie ja 😉

 

Paulina O.: pisałaś o książkach, które miały na Ciebie duży wpływ, wracasz też do bajek z dzieciństwa czytając je dla córki, do jakich dorosłych książek wracasz? ja np. od 3 lata wakacje zaczynam od Chmielewskiej i jej “Większy kawałek świata” 🙂

JA: Mam kilka ulubionych książek Nory Roberts, do których lubię wracać (Saga rodu Quinnów), ale ostatnio dorwałam po wielu latach mój stary egzemplarz “Trzech muszkieterów” Dumasa i połknęłam w dwa wieczory I też Chmielewska i moje ukochane “Wszystko czerwone”, “Rodzina Połanieckich” Sienkiewicza i cykl “Ninja” Lustbadera.

 

Paulina O.: a masz filmy do których wracasz np. po to by poprawić sobie nastrój?

 

JA: O matko, ale nie śmiejcie się 😉 Cały Potter i Marvel – seria X-Men. Poza tym dla poprawy humoru filmy animowane takie jak “Shrek”, czy “IceAge”. Lubię też “Underworld” i niektóre komedie romantyczne, np.: “Ja cię kocham, a ty śpisz”, “Spacer w chmurach”, “Rzymskie wakacje”.

 

Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za obecność na czacie i udział w rozmowie 🙂

Promocja mojej książki

Akcja Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają wzięła mnie pod swoje skrzydła i zorganizowała tydzień promocji mojej najnowszej powieści “Goniąc cienie”. Pojawiło się już kilka recenzji książki, w planach czeka wywiad, spot reklamowy oraz czat (już w najbliższy czwartek, o 17.00). Zainteresowanych czatem odsyłam tutaj: CZAT Z MARTĄ BILEWICZ.

A czy ja już w ogóle tutaj pisałam, o czym jest książka “Goniąc cienie”? Poza stroną główną o książkach, chyba raczej nie…

Bohaterem “Goniąc cienie” jest Lucas Scarlett, który wraz z kumplem i jego dziewczyną prowadzi agencję detektywistyczną w Chicago. W trakcie śledztwa, w jednej z akcji, poznaje tajemniczą Chelsea, która udziela schronienia jemu i jego rannemu przyjacielowi. Na pierwszy rzut oka dziewczyna wydaje się być zwyczajna i niegroźna. Jednak w miarę odkrywania tajemnic wokół niej, Lucas nie jest już niczego pewny. Kiedy nagle zagląda w lufę pistoletu dzierżonego w jej dłoni, jest już pewien, że Chelsea nie jest zwyczajną dziewczyną. Czy to ona postrzeliła jego przyjaciela? Kto telefonuje do niej po nocach? Akcja książki w zaskakujący sposób przenosi się z Chicago i małego miasteczka Crystal City, aż do Meksyku. Brawurowa ucieczka plażą na wybrzeże oraz motorówką przed uzbrojonymi zabójcami, rzuca naszych bohaterów na jakąś – bliżej nieokreśloną – wyspę. Kim tak naprawdę jest Chelsea? Jaka jest jej rola we wszystkim, co właśnie spotkało Luke’a? Czy uda im się rozwiązać wszystkie tajemnice? Czy będzie stać ich oboje na szczerość?

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.