Na ogół trzymam się z dala od wszelkich antologii, bo szczerze mówiąc – jak dotąd – żadna mnie jeszcze nie porwała. No i nie ukrywam, że bliżej mi jednak do dłuższej formy literackiej. Tym razem się skusiłam, bo lubię sięgać po powieści grozy, no i zachęciła mnie adnotacja na okładce mówiąca o hołdzie Stephenowi Kingowi.
Na zbiór składa się siedem opowiadań pięciu różnych autorów. I choć z początku sądziłam, że chyba jednak nie przebrnę, to na szczęście antologia wybroniła się kilkoma naprawdę ciekawymi opowieściami. Ponieważ nie sposób opisać tutaj każdego z nich, skupię się na tych, które spodobały mi się najbardziej.
Mimo, że bardzo lubię powieści grozy, to tym razem najmocniej do gustu przypadło mi opowiadanie “Status Quo” Pauliny J. Król, które najmniej ma w sobie elementów horroru. Niestety niewiele mogę o nim napisać, by nie zdradzić tutaj kluczowych elementów akcji bez spoilerowania… Dwoje ludzi poznaje się przypadkiem, podczas stłuczki samochodowej. Wymieniają się numerami telefonów i następnego ranka budzą się w innej rzeczywistości. Zrozumienie tego, co się wydarzyło, nie będzie proste i na zawsze zmieni ich życie oraz postrzeganie tego, co się liczy i co jest najważniejsze. Przesycone delikatnością i jednocześnie niepewnością, nie mamy kompletnego pojęcia, co się dalej wydarzy. Końcówka zbiła mnie z nóg.
Kolejne opowiadanie, które zapadło mi mocno w pamięć, to “Death Metal” Kacpra Kotulaka. Krótkie, chyba najkrótsze ze zbioru, ale za to trzymające w napięciu od samego początku do końca, od pierwszego do ostatniego słowa. Pomysł z pewnością nie jest wybitnie nowatorski, ale styl autora pozostaje bez zarzutu, a do tego nastrój grozy wyłania się wręcz zza każdego zdania. To bardzo dobre opowiadanie, bez zbędnych opisów, zbytecznych słów, ozdobników i arabesek. Zawiera w sobie dokładnie to, co powinno i ani jednego słówka więcej. Tutaj akcja idzie naprzód z każdym zdaniem, każde słowo pcha ją naprzód, przez co nie ma tu czasu na znużenie i nudę. Opowiadanie dynamicznie i ciekawie wciąga czytelnika w temat i nie pozwala się oderwać od siebie ani na jedną chwilę. Z całego zbioru to jest z pewnością najbardziej wciągające.
str. 299 – “Tommy zasłonił uszy dłońmi. Nie chciał tego słuchać. To nie mogła być prawda. Tyle że wszystko układało się w spójną całość. Jak jakieś cholerne, mordercze puzzle. Myśli galopowały przez głowę. Czuł, jakby śnił koszmar, z którego nie sposób się obudzić, choćby nie wiadomo, jak próbował”.
“Świniak” Juliusza Wojciechowicza również dał się zauważyć. Być może głównie z tego powodu, że bohaterami opowiadania są chłopcy. A wiadomo, że dzieci postrzegają wszystko zupełnie inaczej niż dorośli i w ich oczach wiele spraw przybiera kompletnie inny wyraz i znaczenie. W ręce jednego z nich – Lucka – trafia rower. Rower dla biednego chłopaka z patologicznej rodziny, to istny skarb. Okazuje się, że TEN konkretny rower wcale nie jest taki zwyczajny, jak się kolegom z początku wydawało. Obdarzony dziwacznymi, magicznymi właściwościami, już wkrótce zaczyna swojego nowego właściciela śmiertelnie przerażać.
Te trzy wspomniane przeze mnie historie naprawdę warto przeczytać, choć jak dostałam książkę do rąk, spodziewałam się czegoś nieco innego. Nie ukrywam, że lepszego. Miałam nadzieję na coś w rodzaju “Horroru na Roztoczu” (moja opinia: http://marta.kolonia.gda.pl/connieblog/?p=2061), bardziej wciągającego, bardziej przerażającego i bardziej krwawego.
Co do samego wydania: moim zdaniem jest bez zarzutu. W książce nie znalazłam błędów, spora czcionka ułatwia czytanie, co – jako osoba gorzej widząca – baaardzo doceniam, okładka przyciąga wzrok, tytuł – jakby namazany krwią – również.
Czy autorzy, sięgając po pomysły i inspirację do samego mistrza, osiągnęli to, o czym marzyli? I czy seria opowiadań zbioru “Pokłosie” rzeczywiście jest hołdem dla Stephana Kinga? To już musicie ocenić sami. I choć osobiście spodziewałam się czegoś lepszego, to uważam, że miłośnik gatunku grozy, może śmiało po tę pozycję sięgnąć. Choćby po to, by upewnić się, że i w tym gatunku nasi rodzimi autorzy potrafią się odnaleźć. A wspomnienie nazwiska Kinga na okładce, to naprawdę bardzo wysoko ustawiona poprzeczka.
*cytat pochodzi z książki
**opinia powstała na potrzeby akcji Polacy Nie Gęsi i Swoich Autorów Mają