Jakiś czas temu poczytałam opinie o tej książce w portalu LC i zadziwiła mnie pewna równowaga pomiędzy tymi pozytywnymi i mniej pochlebnymi. Na ogół opinie o danej książce są sobie bliskie, tutaj ta ogromna rozbieżność mocno mnie zastanowiła i w końcu postanowiłam wreszcie przeczytać serię o Emilu.
“Sąd ostateczny” to moja trzecia powieść Anny Klejzerowicz (poprzednie to “List z powstania” i “Ostatnią kartą jest śmierć”). Ponieważ pierwsze bardzo mi się podobały, wiedziałam już wtedy, że na pewno jeszcze wrócę do autorki i do jej książek.
Bohaterem “Sądu ostatecznego” jest były policjant Emil Żądło, który obecnie zajmuje się dziennikarstwem śledczym. Niestety brak zleceń, ciekawych tematów oraz wypalenie zawodowe skutkują ostatnio lekką depresją. Emil nie ma ochoty na nic, była żona domaga się zaległych alimentów, potencjalny szef wyśmiewa jego ostatni artykuł. Emilowi zupełnie się nie układa. Ani w życiu prywatnym, ani w zawodowym. Rankiem na siłę szuka powodu, by wstać z łóżka. I kiedy nie widzi już zupełnie nadziei na jakąkolwiek zmianę na lepsze, spotyka przypadkiem swoją dawną znajomą, Dorotę i jej narzeczonego Damiana. Ci proponują mu współpracę, jako że prowadzą gazetę. Gazeta wprawdzie dopiero raczkuje, ale Emil od razu się zgadza. Oczywiście zdaje sobie sprawę z tego, że z początku wiele nie zarobi, jednak cieszy się i z tego. Tymczasem nad ranem media grzmią o okrutnej zbrodni popełnionej w Gdańsku. Okrutny zabójca zamordował dwójkę młodych ludzi, a ich obnażone ciała, groteskowo związane razem, porzucił w oliwskim lesie. Emil nie od razu kojarzy, o kogo chodzi, a kiedy już to do niego dociera, za wszelką cenę postanawia odnaleźć mordercę.
Współpracując z policją, wymienia się ze znajomym informacjami. Namierzenie zabójcy nie jest jednak wcale takie proste, a czas ucieka. Wkrótce zabójca uderza po raz kolejny…
str. 176 – “Wielkie Dzieło się rozpoczęło. A gdy wybije godzina zero – czas cofnie się i zmieni bieg historii. Nastanie Nowa Epoka.
Dzięki niemu.
Niebiosa zaakceptowały jego plan.
Pobłogosławiły mu.
Uspokojony wolno ruszył do przodu. Rysy jego twarzy złagodniały, napięte mięśnie rozluźniły się i odprężyły, mrok w oczach rozpłynął się”.
“Sąd ostateczny” to bardzo dobrze skonstruowany kryminał. Nie ma tu czasu na nudę, akcja rozkręca się szybko i każdy dialog oraz opis pchają ją naprzód. Niesamowicie ujęły mnie opisy Gdańska, które przewijają się przez całą powieść, a przy tym są naturalne, niewymuszone i pięknie wplecione w całość. Nie jestem Gdańszczanką z urodzenia. Urodziłam się i wychowałam w Warszawie i do Gdańska przyjechałam na stałe w wieku dwudziestu pięciu lat. I wcale nie uległam urokowi i czarowi tego miasta. Sekrety Gdańska zaczęłam odkrywać dopiero kilka lat temu, jego klimat i zakątki poznaję dopiero od jakiegoś czasu. Temat wprawdzie nigdy nie był mi tak zupełnie obcy, ponieważ stąd pochodzi mój tata, a dokładniej z Wrzeszcza. Dzisiaj bardzo często zabieram córkę do miasta, tam spacerujemy, odkrywamy, zwiedzamy. Powieść osadzona w realiach dzisiejszego miasta, miasta, w którym mieszkam, bohaterowie przemierzający dzielnice Gdańska czy to tramwajem, czy samochodem lub pieszo, pojawiające się w tekście nazwy znajomych ulic, dzielnic, którymi sama niejednokrotnie spacerowałam, to jeden z największych atutów “Sądu ostatecznego”. Już samo to wystarczyło, bym pozostała pod urokiem książki jeszcze długo po odłożeniu jej na półkę. Atmosfera miasta, w którego tle rozgrywa się akcja powieści, dodaje niezwykłego smaku.
str. 24 – “Przez moment zapragnął wysiąść tu i przejść się dawno niewidzianymi ulicami. Małachowskiego, Słowackiego, Partyzantów, potem cienistą Jaśkową Doliną, gdzie starannie ostatnio odrestaurowane stare dworki i mieszczańskie pałacyki puszą się nowymi elewacjami. Może taki spacer pozwoliłby mu odzyskać równowagę ducha. Podobno nic tak nie pomaga jak dobre wspomnienie. Jednak dziś nie mógł już sobie na to pozwolić. Zbliżała się druga, miał do załatwienia ważniejsze sprawy (…). Kolejka ruszyła szybko w stronę Gdańska Głównego”.
Intryga poprowadzona jest ciekawie i z polotem. Lubię książki, które nie nużą, które ciągle zaprzątają moje myśli, nawet w tych chwilach, kiedy jestem zmuszona powieść odłożyć.
Całości dopełniają świetnie nakreślone postaci. Zarówno te pierwszoplanowe, jak Emil czy Marta oraz te poboczne, wcale nie mniej ważne. To bohaterowie niesłychanie autentyczni, z krwi i kości, nieprzerysowani, obdarzeni całą plejadą zalet i wad, dzięki którym są podobni do nas, do ludzi zwyczajnych, do tej znacznej większości, z którą mamy do czynienia w życiu. Oni też się boją, też borykają się z różnymi problemami, mają własne rozterki, doświadczenie życiowe, kłopoty i marzenia. Ich też przeraża morderca i to, czego ów może się jeszcze dopuścić. Przeżywają zbrodnie oraz fakt, że zabójca wciąż pozostaje na wolności.
str. 107 – “Zerwał się na równe nogi, strącając na podłogę książki i papiery. Zanim zrozumiał, że był to tylko sen, poczuł największą grozę życia i śmierci. Przerażenie spowodowało, że zaczął się dusić (…). Obrazy ze snu przypominały mu sceny z tryptyku Memlinga, ale i jeszcze coś. Coś, czego nie mógł zidentyfikować, a co przyprawiało go o dreszcz obrzydzenia i grozy”.
Styl pani Anny Klejzerowicz, o czym już pisałam przy okazji opinii o książce “List z powstania” (http://marta.kolonia.gda.pl/connieblog/?p=1554), to właśnie coś, co bardzo, ale to bardzo lubię. Lekkie pióro, potoczny, codzienny język, treść, która czytelnika pochłania, ciekawy pomysł i cudne tło. I ten romantyzm gdzieś tam, pomiędzy wierszami, delikatny, poetycki, choć to przecież kryminał.
“Sąd ostateczny” to też niezwykła lekcja historii. Przyznaję, że nigdy dotąd nie przyjrzałam się obrazowi Hansa Memlinga. Dopiero teraz zrobiłam to uważniej. Rys historyczny, jaki nakreśliła autorka, to również ta szczególna perełka, dla której naprawdę warto po tę książkę sięgnąć. Zwłaszcza że historia obrazu jest niezwykle umiejętnie i subtelnie wpleciona w całość, brakuje tu wymuszenia i nachalności, przez co książkę czyta się rewelacyjnie, gładko i szybko.
Bardzo polubiłam głównego bohatera, Emila Żądło. No ale z takim nazwiskiem ciężko byłoby okazać się nudnym. A o Emilu można wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że jest postacią nudną.
Nie mogę się już doczekać lektury kolejnych książek z serii o Emilu, a są to jeszcze “Cień gejszy” i “Dom Naszej Pani”, a autorka przyznaje, że pisze właśnie czwartą książkę z cyklu, z czego ogromnie się cieszę. A przy okazji warto wspomnieć, że “Sąd ostateczny” jest pierwszą taką pełnowymiarową powieścią Anny Klejzerowicz.
Książkę polecam miłośnikom dobrego kryminału oraz wszystkim tym, którzy cenią polską prozę współczesną i polskich autorów.
*cytaty pochodzą z książki