Tag Archives: cykl: Brygada zabójstw

“Scotland Yard” Alex Grecian

Napisać, że jestem zachwycona, to dużo za mało. Zauroczona stylem i bohaterami, kupiona atmosferą wiktoriańskiego Londynu, zaczarowana rokiem 1889, choć wcale nie jest on taki piękny i idealny. “Scotland Yard” to pierwsza powieść z cyklu Brygada Zabójstw, a jednocześnie debiut autora. Książka liczy sobie blisko pięćset stron, ale tej objętości podczas czytania w ogóle nie czuć. Czyta się błyskawicznie i nie zauważamy nawet, kiedy przewracamy kartkę za kartką. Sprawia to niesamowicie lekkie pióro autora oraz wygodny i przejrzysty podział całości na niedługie podrozdziały.

Akcja książki rozgrywa się na przestrzeni trzech dni. Na londyńskim dworcu zostaje znaleziony kufer, a w nim zwłoki jednego z inspektorów policji metropolitalnej. Scotland Yard, który mocno zawiódł londyńskie społeczeństwo zaledwie przed rokiem, kiedy to Kuba Rozpruwacz rozpłynął się w angielskiej mgle i nadal pozostawał nieuchwytny, teraz angażuje w śledztwo wszelkie możliwe siły.

Niestety policja nie cieszy się powszechnym szacunkiem. Niedokończona sprawa Kuby Rozpruwacza mocno nadszarpnęła jej – i tak już wątły – wizerunek i pozbawiła powszechnego zaufania. Metody działania ówczesnych stróżów porządku, są właściwie bezużyteczne. Bezradność Brygady Zabójstw dodatkowo wzmaga się, kiedy ginie kolejny policjant.

str. 215 – “- Londyn nie ponosi odpowiedzialności za to, co się dzieje – zaprotestował. – Winny jest niewielki ułamek mieszkańców tego miasta, więc jeśli zdołamy ich znaleźć i postawić przed obliczem sprawiedliwości, to reszta będzie bezpieczna i zajmie się swoimi sprawami”.

Pokazana w powieści bezradność policji oraz metody jej działania, gromadzenie dowodów, przesłuchiwanie świadków, a także stosunek do niej mieszkańców miasta, niezwykle różni się od tego, jak to wygląda dzisiaj. Współczesne metody, znane nam z literatury czy filmu – mnie od razu nasuwa się na myśl serial “CSI” – to szereg wyspecjalizowanych naukowców dysponujących wysoko zaawansowanym sprzętem. W “Scotland Yardzie” nie znają nawet jeszcze pojęcia daktyloskopii. I tu pojawia się mój ulubiony bohater powieści, doktor Bernard Kingsley, prekursor medycyny sądowej. To on zwraca uwagę na odciski palców na narzędziu zbrodni i innych przedmiotach, których dotykał morderca. Porównując różne odciski, dochodzi do wniosku, że każdy człowiek posiada własne, niepowtarzalne wzory na opuszkach i na ich podstawie planuje namierzyć zabójcę. By wyizolować pojedyncze odciski palców, doktor używa pyłu węglowego.

Inspektor Little, którego ciało znaleziono w kufrze na dworcu, był członkiem Brygady Zabójstw. Prowadzący sprawę jego śmierci młody inspektor Walter Day podejrzewa, że zabójstwo to musi mieć jakiś związek z dochodzeniami, które Little prowadził za swojego życia. Niestety każdy z inspektorów Scotland Yardu zajmuje się wieloma takimi sprawami, więc odkrycie, kto i dlaczego zabił Little’a, wcale nie jest takie proste.

Głównym bohaterem powieści jest wspomniany przeze mnie inspektor Day, ale tak szczerze mówiąc, moim zdaniem, bohaterami są po prostu policjanci z Brygady Zabójstw. Walter Day, Nevil Hammersmith, Colin Pringle, jednoręki Sir Edward – wszyscy oni nakreśleni są doskonale. Podobnie jak postaci drugoplanowe: córka doktora, krawiec, tańczący bezdomny. Każdy z bohaterów to niepowtarzalna postać, mająca swoje życie, własną przeszłość, odrębne cechy charakteru oraz wizerunek. Tutaj rozpoznamy bohatera już po samym sposobie wypowiedzi. Nie są to postaci wyidealizowane, to prawdziwi, autentyczni ludzie, z krwi i kości, z wadami, zaletami, ułomnościami i wątpliwościami.

Autor rewelacyjnie zadbał o wszelkie szczegóły. Nie tylko wykreowanych przez siebie postaci, ale i samego Londynu u schyłku XIX wieku. To, co najmocniej tu pochłania czytelnika, to klimat. Wyjątkowy i niepowtarzalny. Wszechobecna atmosfera wiktoriańskiego Londynu i umiejętnie wplecione opisy miasta z 1889 roku.

str. 122 – “Z przodu ulicę przecinał postój dorożek. Rano zapełni się kabrioletami, omnibusami oraz czterokonnymi powozami, stojącymi w kolejce na środku jezdni między wielkimi hotelami; jedne będą czekały na pasażerów, inne będą ich zabierały albo wypuszczały. Na razie jednak postój był pusty. Ulicą przetoczył się hałaśliwy omnibus ciągnięty przez konia z workiem obroku pod nosem; w świetle latarni żółte boki pojazdu wydawały się nijakie. Day usunął się, patrząc, jak omnibus niknie we mgle”.

Autor doskonale oddał realia końca XIX wieku. Klimat miasta, życie mieszkańców, pracę w ówczesnej policji i problemy, z jakimi się ona na co dzień boryka.

str. 174 – “Działamy tu po omacku, znienawidzeni do szpiku kości przez tych, którym próbujemy pomóc, na oślep szukając tego, czego za żadne skarby nie znajdziemy”.

Tak naprawdę policjanci błądzą wokół ofiar, nie wiedząc, gdzie szukać mordercy. Podejrzanych nie ma, a lęk przed ewentualnością, że to powrót Kuby Rozpruwacza, w niczym nie pomaga. Z policją nie chcą rozmawiać praworządni obywatele, ani drobni przestępcy, ani nawet okoliczne prostytutki.

Akcja książki, wielowątkowa i szybka, obraca się wokół Scotland Yardu i Brygady Zabójstw. Poza śledztwem i tropieniem mordercy, autor sięga również do prywatnego życia głównych bohaterów, gdzie opisuje ich sytuację życiową, status społeczny i ich samych. Nie zabrakło tu też drobnego spojrzenia w przeszłość i zapewniam, że żadna z tych scen nie jest zbędna, żadna też Was nie znudzi. W tej książce w ogóle nie ma niepotrzebnych opisów, scen, wątków. To doskonale skonstruowany kryminał, gdzie wątki przeplatają się ciągle ze sobą, nie brakuje akcji, chwil grozy, detektywistycznych zagadek i ciekawostek z dziedziny medycyny sądowej oraz początków daktyloskopii.

Poza dwiema czy trzema literówkami, które się po drodze napatoczyły, nie ma się tu do czego przyczepić. W jednej scenie jest mowa o tym, że wskazówki zegarka ofiary, zatrzymały się na godzinie dwunastej w nocy (str. 110). Skąd wiadomo, że to była dwunasta w nocy, a nie w południe? Może to błąd tłumaczenia, nie wiem, ale jest to jedyna rzecz, jaka mnie tu mocno zastanowiła i jaką mogę uznać za drobny błąd.

Nie wiem też, czy to znak tamtych czasów, ale zdarza się, że policja przysłowiowo chlapie ozorem, zdradzając przygodnym znajomym i przyjaciołom rodziny szczegóły śledztwa. Inna sprawa, że znaleźć tu jakieś dowody winy mordercy wcale nie jest tak łatwo. Ewentualnych odcisków palców sąd nie weźmie niestety pod uwagę.

str. 253 – “Teoria a rzeczywistość to dwie różne rzeczy”.

Jak już wiecie, kryminały, thrillery i powieści sensacyjne, to moje ulubione gatunki. Na ogół wolę te, w których morderca nie jest mi znany aż do końca. Tutaj poznajemy jego tożsamość mniej więcej w połowie książki. I to bez żadnych fajerwerków. Mimo to, wcale nie uważam, że powieść na tym straciła. Przeciwnie. Śledzenie poczynań zabójcy, poznawanie jego motywów, planów oraz obserwowanie reakcji innych ludzi na jego osobę, gdy nie wiedzą, kim jest, było bardzo ciekawe. W roku 1889 morderca nie rozmyślał zbyt wiele nad pozbyciem się obciążających go dowodów i śladów. Nie było potrzeby wycierania odcisków palców czy ukrywania dowodów. Kiedy morderca orientuje się, że policja odnalazła właśnie narzędzie zbrodni, jest bardzo zaskoczony.

str. 251 – “Czyżby ten człowiek rzeczywiście był aż tak dobry? Czy śledczy Walter Day był tym wrogiem, którego zawsze się lękał, wiedząc, że przyjdzie po niego?”.

“Scotland Yard” to doskonała powieść. Z przyjemnością dodaję ją do ulubionych książek, do tych najlepszych. No i do tego jeszcze ta cudowna, nastrojowa i romantyczna okładka – zachwycająca.

Książki są dzisiaj drogie, za tę zapłaciłam prawie trzydzieści pięć złotych, ale była ona warta każdej złotówki. Cieszę się, że mam ją na własność i z niecierpliwością czekam na kolejne powieści z cyklu. Bardzo, bardzo gorąco polecam.

*cytaty pochodzą z książki

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.