Tag Archives: Obyczajowe

“Złodziejka książek” Markus Zusak

Już dawno chciałam przeczytać “Złodziejkę książek” i przyznaję, że przyczyniły się do tego głównie recenzje innych czytelników. Powiedzmy, że tym razem reklama zrobiła swoje. Dostałam książkę w prezencie od taty. Poleżała chwilę na półce, czekając, aż skończę czytać wszystko, co tam miałam w kolejce.

“Złodziejka (…)” okazała się zupełnie inna, niż sądziłam, że będzie. Myślałam, że będzie to książka o dziewczynce, która kradnie książki… No owszem, bohaterką faktycznie jest dziewczynka, która kradnie książki, ale to tak okrutnie mało, by określić tę książkę. Przez chwilę szukałam porównań, ale chyba nic tu nie pasuje. Bo “Złodziejka (…)” to emocje. Jedna za drugą. Zanim ochłoniemy z jednej, druga już pcha się nam w ramiona, do głowy, do serca. To przejmujący zbiór uczuć, tych pięknych, jakie wyzwala obserwowanie zachodzącego słońca i bawiących się dzieci i tych dosadnie paskudnych, jakimi są strach, głód, ból, upokorzenie… To głęboki zapis odwagi, przyjaźni, miłości, uwielbienia dla słów, odnajdowania w okrutnym świecie tego, co ważne, doszukiwania się znaczenia tego, co po kolei i po sobie w życiu następuje.

Bohaterka książki, Liesel Meminger, zostaje oddana pod opiekę przybranym rodzicom, Rosie i Hansowi Hubermannom. Ma dziewięć lat. Nie rozumie świata, nie rozumie wojny, nie rozumie, dlaczego jej prawdziwa matka oddała ją obcym. Ale to właśnie oni, ci “obcy” staną się jej rodziną. Rosa, dość gwałtowna, ciągle przeklinająca i narzekająca na wszystko wokół, z początku wydaje się zimna, oschła, niemiła, wręcz niezadowolona z tego, że Liesel ma u niej zamieszkać. Ale tak naprawdę, w głębi serca, jest ciepłą i dobrą osobą, która nie da przybranej córki nikomu skrzywdzić. Jednak to swego przybranego papę, Hansa, dziewczynka pokocha szczerze i gorąco. To on pokaże jej, czym są litery, jak je składać, jak wypowiadać, to on obudzi w niej miłość do książek, miłość do życia. I odwagę.

Historia dzieciństwa Liesel to ciężkie czasy wojny, nalotów, niebezpieczeństwa, śmierci. I właśnie on – Śmierć – jest narratorem książki. To on odnalazł dziennik Liesel i dzięki temu, możemy go poznać i my.

Książkę czyta się jednym tchem. Mimo pokaźnych rozmiarów, liczy sobie bowiem przeszło 490 stron, nawet się nie zorientujecie, kiedy będziecie przewracać kartkę za kartką. Autorowi udało się stworzyć coś, od czego naprawdę trudno się oderwać, a kiedy się już oderwiecie, nie będziecie się mogli doczekać, kiedy znowu weźmiecie powieść do rąk.

Ujęły mnie porównania, poetyckie, pełne magii i kolorów. W ten okrutny, szary i bury świat wojny, nagle wkradają się opisy tak ujmujące i tak porywające, że na chwilę można zapomnieć o historycznym tle.

“Niebo zafalowało jak ocean z białymi grzywami chmur”.

Takich porównań jest w książce mnóstwo. Przeplatają się one z realistycznymi i okrutnymi opisami wojny, cierpienia i koszmarów.

Świat Liesel zmienia się diametralnie, kiedy jej rodzina zaczyna ukrywać w piwnicy Żyda. Liesel wie, że gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, przyszliby po nich. Po ojca, po matkę, po nią… Wie, że nie może pisnąć o tym ani słowa. Tymczasem wojna wcale się nie kończy i z każdym dniem jest coraz trudniej. I niebezpieczniej. I nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. A wydarzy się przyjaźń na śmierć i życie.

“Jeden z Żydów pędzonych do Dachau się zatrzymał.
Stał nieruchomo, wokół niego płynęła rzeka przybitych ludzi, aż został zupełnie sam. Miał w oczach zdziwienie, choć wszystko było takie proste. Słowa przepłynęły od dziewczyny do Żyda i wdrapały się na niego”.

“Złodziejka książek” to powieść z gatunku “każdy powinien ją przeczytać”. Nie rozumiałam tego, dopóki jej sama nie przeczytałam, a powiedzenie to przestało być dla mnie pustym sloganem. Książka budzi w człowieku coś szczególnego, porusza nuty, o których istnieniu nie mamy pojęcia. I chciałabym wspomnieć tutaj o tylu osobach z książki, o Rudym, o Ilsie Hermann, o książkach, ale czegokolwiek bym nie napisała, to i tak będzie za mało i nie tak. Przeczytajcie sami, naprawdę warto, nie pożałujecie.

Jeszcze małe słówko o wydaniu – mam w rękach egzemplarz wydany przez Naszą Księgarnię, fantastyczne wydanie: zero błędów, żadnych literówek, piękna czcionka.

I na koniec jeszcze cytat, żeby nie przedłużać i nie rozpisywać się niepotrzebnie. Bo tak naprawdę, gdybym bardzo chciała pokazać Wam interesujące fragmenty książki, musiałabym wkleić tutaj jej całość.

“Jak zwykle kusiło ją wiele książek, ale po kilku minutach zdecydowała się na “Pieśń w ciemności”. Głównie dlatego, że jej okładka była zielona, a nie miała jeszcze książki tego koloru w swej kolekcji. Wytłoczone na okładce litery były białe, a między nazwiskiem autora i tytułem widniał mały rysunek fletu. Wskoczyła z książką na parapet i zanim znikła, powiedziała “dziękuję” “.

Przeczytajcie. Gwarantuję, że nigdy nie zapomnicie “Złodziejki książek”.

– cytaty pochodzą z książki

“Potomkowie pierwszej czarownicy” Zuzanna Gajewska

Nie jestem miłośniczką powieści dla młodzieży. Z tego powodu przyznaję, że nie byłam pewna, jak zareaguję na książkę “Potomkowie pierwszej czarownicy”, o której nie wiedziałam wcześniej niczego poza tym, że nawiązuje ona do wierzeń Słowian i że główne bohaterki są studentkami. Książka trafiła w moje ręce całkiem przypadkowo, choć kto wie, czy przypadki w ogóle istnieją?… Może tak miało po prostu być? Przeczytałam ją w trzy wieczory, z ogromną przyjemnością i żałuję, że nie mogę już teraz, zaraz, natychmiast poznać dalszej części historii bohaterek.

A bohaterki “Potomków (…)” to cztery młode dziewczyny: Matylda, Kornelia, Magda i Basia, które – niby przypadkiem – spotykają się któregoś dnia w pewnej windzie. Każda z nich jest inna, każda ma inną osobowość, inny charakter, różnią się od siebie tak diametralnie, jak cztery pory roku, które sobą reprezentują. Mimo tych różnic – a może właśnie dzięki nim – dziewczyny zaprzyjaźniają się ze sobą i od tej chwili zaczyna się ich niezwykła przygoda. I nasza też:

“- Jestem Nawoja – powiedziała nagle stara kobieta, a jej głos wydawał się być od niej dużo młodszy (…). – Zapraszam – dodała, machając zachęcająco ręką”.

Dziewczyny, jak to każda młodzież w każdym przedziale czasowym, lubią się bawić, imprezować, lubią spędzać czas w towarzystwie rówieśników i podobnie, jak wszyscy, mają swoje problemy. Mają też marzenia, niektóre skryte w głębi serca, daleko i głęboko, by nikt się o nich nigdy nie dowiedział. Mają też obawy i lęki oraz ukryte żale. Na pierwszy rzut oka są zwykłymi młodymi dziewczynami, ale poza tym wszystkim, mają jeszcze pewne ukryte zdolności, z których na razie nikt, a zwłaszcza one same, nie zdaje sobie sprawy.

“Bo widzicie (…). Nasza rodzina, to nie taka zwykła rodzina”.

Ano zwykła na pewno nie jest. Bo przecież nie każda rodzina może się pochwalić pochodzeniem tak odległym i niezwykłym, jak bohaterki książki. Ogromnym pozytywem w moim przeczuciu (a zaraz powiem, dlaczego), jest nawiązanie do czasów Mieszka I oraz wierzeń Słowian i legendy o Adelajdzie. Każdy opis tamtych czasów tchnie świeżością i mistycyzmem – droga Autorko, zdecydowanie jest ich za mało i oficjalnie dopraszam się ich w większej ilości w dalszych częściach. Przenosimy się w czasy, których większość z nas nie zna nawet z podań i legend, a przecież są one częścią spuścizny naszych przodków i warto byłoby przyjrzeć im się z bliska, poznać zwyczaje tamtych ludzi, spojrzeć na nich i poznać ich wierzenia, pragnienia, marzenia… Ta odrobina magii, która pojawia się za każdym razem w książkowej przeszłości, ujęła mnie ogromnie i nawet jeśli nikt nic magicznego akurat nie robił, to klimat i ta dziwna, ulotna atmosfera magiczności, i tak pachniała jak cudowny, letni las w chwili, kiedy właśnie wstaje słońce. Sami zobaczcie:

“W jednej chwili ucichły wszystkie leśne stworzenia, nie było słychać ani pohukiwań sowy, które nad ranem układały się do snu, ani budzących się do życia rannych ptaszków, nie zawył żaden wilk, nie huczał wiatr, ani jedna gałązka nie zaszeleściła. Nie wydał z siebie dźwięku jej koń, milczały jej towarzyszki i oczywiście ona sama. Umilkł cały las, aby Nawoja mogła się odezwać”.

Ta atmosfera przenika czytelnika do szpiku kości i sprawia, że zapominamy na chwilę o tym, gdzie jesteśmy i co się wokół nas dzieje. A zapomnieć się przy książce, to przecież nie byle co, prawda?

I tak to nasze znajome dziewczyny, żyjące dotychczas w błogiej nieświadomości, znajdują się nagle w centrum dziwnego splotu wydarzeń i zbiegów okoliczności, nie rozumiejąc do końca, co się wokół nich dzieje. Dziwne wizje, których doświadczają, wcale niczego nie wyjaśniają, raczej wszystko komplikują. Dziewczęta boją się, ale jednocześnie są ciekawe, a my wraz z nimi. No bo dlaczego dzieje się to, co się dzieje? I co to ma wspólnego ze zwykłymi studentkami? I jak w ogóle rzeczy niemożliwe, mogą stawać się możliwe?

My też z początku niewiele rozumiemy, ja się nawet czułam lekko skołowana po paru pierwszych stronach, mając wrażenie lekkiego chaosu, ale potem wszystko zaczęło się układać w spójną historię. Historię, której końca będę niecierpliwie wypatrywać, bo w przeciwieństwie do jednego z bohaterów powieści:

“Nie wiedział tylko jednego, że to dopiero początek”.

… ja wiem, że to na razie początek i bardzo chcę poznać dalszy ciąg.

Ta książka to prolog do tego, co się dopiero stanie. Wstęp do niezwykłych wydarzeń związanych z “legendą pierwszej czarownicy, która przechytrzyła Welesa” i do tego, czemu będą musiały stawić czoła Kornelia, Magda, Basia i Matylda. A każda z nich otrzyma zadanie, każda będzie musiała wykazać się odwagą, inteligencją i wiarą we własne siły i możliwości.

Czy książka posiada jakieś minusy? Owszem. Jest stanowczo za krótka. Szkoda, że to tylko pierwsza część, bo z przyjemnością zasiadłabym (czy raczej w moim wypadku: położyłabym się) do czytania opasłego tomiska całości i poznała dzieje czterech studentek od razu, za jednym, stanowczo i mocno dłuższym, zamachem. No ale skoro to dopiero początek, to mam nadzieję, że dalej też będzie magicznie i ciekawie i że dane mi będzie dowiedzieć się, co wydarzy się w następnej, czy następnych częściach.

Minusem jest jeszcze kilka niedociągnięć ze strony drukarni – literówki i znaki stylistyczne, ale że nie wpływa to na całokształt książki i nie jest zawinieniem autorki, pomijam.

Książkę polecam każdemu. Czytajcie, oceniajcie, może dzięki temu autorka napisze i wyda dalszy ciąg – niech się stanie…

“Kiedy udało mu się dojść do siebie, zdjął rzemyk z medalionem z gwoździka i zaczął mu się uważnie przyglądać (…).
– Rozwiązanie zagadki jest bliżej, niż pani inspektor myśli”.

…autorka książki prowadzi bloga Szufladopółka

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.