Mam za sobą kilka książek autorstwa Remigiusza Mroza, łącznie z serią, która mnie kupiła, czyli Forstem i pięciu książkach o jego perypetiach. “Hashtag” próbowałam już przeczytać w minione wakacje w e-booku, ale jakoś nie wyszło, bo wypady, bo rozjazdy… Teraz wypożyczyłam audiobooka z biblioteki. No i szczerze mówiąc, gdyby nie był to audiobook, to chyba porzuciłabym książkę w połowie lektury, o ile nie szybciej. Za mną 11 godzin słuchania, do e-booka na pewno już nigdy nie wrócę, a papierowe wydanie będę omijać z daleka. Dlatego też nie będzie to długa opinia.
Ciężko mi nawet powiedzieć, o czym jest ta książka, nie upatrzyłam sobie żadnego bohatera, nikt nie wzbudził mojej sympatii. Od początku w powieści króluje chaos, wątki zmieniają się jak w kalejdoskopie, skaczemy od postaci do postaci, raz narratorem jest ten, za chwilkę tamten. Ciągnie się jakaś myśl, porządkujemy ją sobie w głowie, po czym po chwili znajdujemy się już w innym czasie i innym miejscu.
Na pierwszy plan wysuwa się tutaj postać Tesy, otyłej studentki, zdolnej, inteligentnej, ale cierpiącej na pewne poważne zaburzenia psychiczne, zakompleksionej, choć oczytanej i… już. Nie polubiłam Tesy. Dziewczyna narzeka na wiele rzeczy w swoim życiu, ale nie robi kompletnie nic, by coś zmienić, by coś poprawić. Najłatwiej jest usiąść i narzekać… Drażniło mnie jej zachowanie, wnerwiało to, że bez przerwy skubie skórki przy paznokciach, raniąc się do krwi i że autor tak to ciągle akcentuje. Wkurzało mnie jej poddanie się wszystkiemu, jej obojętność na wiele spraw, brak motywacji do dalszego działania. Podobnie denerwowało mnie takie uparte podkreślanie tego, że Tesa ciągle się poci: wszędzie plamy potu, w kółko pociła się pod pachami, pod piersiami, na twarzy, bez przerwy spocone dłonie – po co tego tyle, po co tak to akcentować? Takie obnażanie bohaterki, wredne wytykanie jej niedoskonałości, zarówno fizycznych, jak i psychicznych, nie wzbudza to sympatii czytelnika do niej, a wręcz przeciwnie, mnie osobiście Tesa wydała się odpychająca i antypatyczna.
Sama historia być może ma potencjał, niestety panujący w niej bałagan skutecznie odebrał mi przyjemność z czytania, czy raczej – w moim przypadku – ze słuchania. W zasadzie na samym końcu dopiero zrozumiałam zamysł całości, ale do tej pory pozostało kilka wątków, których nie pojęłam i których istoty w powieści nie rozumiem.
Książka jest przegadana, za dużo w niej filozofowania, za dużo błądzenia w ludzkich umysłach. Myślę, że gdybym miała ją czytać, nie dobrnęłabym do końca i pewnie w którymś momencie bym zwyczajnie zasnęła. Uratował ją audiobook (na szczęście wypożyczony), który z ulgą oddałam już do biblioteki.
Nie jest to moja pierwsza książka Mroza, mało tego, większość jego książek raczej mi się podobała, jednak na “Hashtag” zwyczajnie szkoda czasu. Zwłaszcza jeśli ma być to pierwsze spotkanie czytelnika z tym autorem. “Hashtag” może skutecznie zrazić do innych pozycji Remigiusza Mroza.
Jak zaznaczyłam, książka ma potencjał, ponieważ wszystko w niej obraca się wokół mediów społecznościowych, a ściślej mówiąc Twittera i hashtagów. W sieci pojawiają się nagle wpisy o hashtagu #apsyda i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że wpisy pojawiają się na kontach osób, które zostały uznane za zaginione. Z początku miałam nawet smaczek na niezłą powieść, ale później wszystko się posypało. Tak więc lekturę odradzam, nawet tym czytelnikom, którzy lubią i czytają Remigiusza Mroza. Ja również, wyłączając serię o Chyłce, lubię powieści autora i chętnie po nie sięgam. Niestety tym razem lepiej poświęcić czas czemuś innemu.