“Ekspozycja” i “Przewieszenie” postawiły poprzeczkę niesamowicie wysoko, więc moje oczekiwania – nie ukrywam – również powędrowały mocno w górę.
Od wydarzeń z “Przewieszenia” minął jakiś czas. Dla Wiktora Forsta były to trudne i nerwowe miesiące, które z pewnością wolałby on spędzić zgoła inaczej. By uciszyć nawracające migreny oraz nerwy i towarzyszący mu niepokój, Wiktor sięga do środków, które powszechnie niedostępne i ogólnie zabronione, wcale nie są łatwe do zdobycia. Czas zabija czytając. A czyta wszystko, co tylko wpadnie mu w ręce. Więzienie zobojętniło go na to, co dzieje się wokół. Perspektywa spędzenia w zamknięciu wielu lat, nie nastraja go, rzecz jasna, optymistycznie. I wtedy, zupełnie nieoczekiwanie, pojawia się szansa odmiany losu, a na drodze Forsta staje bezkompromisowa adwokat Joanna Chyłka – znana czytelnikom z innego cyklu autorstwa Remigiusza Mroza.
Tymczasem w góry wraca Bestia z Giewontu. Znowu giną ludzie, turyści ponownie nie mogą czuć się bezpieczni. Tym razem na ich życie nie czyhają wyłącznie góry…
str. 316 – “Na wspomnienie o linie spojrzeli na siebie nerwowo. Byli zupełnie zieloni. Nie mieli bladego pojęcia o tym, na co się pisali. Patrząc na takich ludzi Eliaszowi zdarzało się pomyśleć, że dobrze byłoby wypuszczać wszystkich turystów powyżej określonej wysokości z przewodnikami. Przynajmniej byłby jakiś element idiotoodporny. Prawdziwy przewodnik nigdy nie zabrałby tych dwojga w góry”.
Dla policji zabójca jest kompletnie nieuchwytny. W dodatku najwyraźniej wysyła Forstowi ukryte wiadomości, prowokuje go. Wiktor zdaje sobie sprawę z tego, że jest jedyną osobą, która ma szansę ująć zabójcę.
W międzyczasie w Kościelisku, w ośrodku dla uchodźców, ginie turysta. W jego ustach policja znajduje syryjską monetę. Prokurator Wadryś-Hansen oraz policja, z Osicą na czele, zastanawiają się, czy to tragiczne wydarzenie ma coś wspólnego ze śmiercią turystów na szklaku i z Bestią z Giewontu.
Wiktor jest nieustępliwy. Za wszelką cenę chce dopaść mordercę. Jest mu raczej obojętne, co będzie później. Forst ma tylko jeden cel. W dodatku dochodzi do wniosku, który z początku wydaje mu się wręcz absurdalny. Niemożliwy. Jednak po wielu dniach i nocach rozmyślań, dzieli się nim z Osicą, który omal go nie wyśmiewa… Forst ma jednak przeczucie i nie pozwala się zbyć. Robi wszystko, by postawić na swoim i wyruszyć za mordercą w góry.
str. 502 – “Wiktor zdawał sobie sprawę, że powinien poszukać szlaku. Idąc bezrefleksyjnie pod górę, narażał się na niebezpieczeństwo wpadnięcia w rozpadlinę. Bez komórki pod ręką mogłoby to okazać się równoznaczne ze śmiercią.
W końcu dotarł do pierwszego trudnego miejsca. Musiał wspiąć się po łańcuchu, a potem z pomocą klamer obejść niewielką turnię. W lecie wyglądało to niezbyt ciekawie, bo trzeba było cały swój los złożyć w dobrym chwycie kawałka metalu wystającego ze skały. W zimie wyglądało to jak miejsce, gdzie wszystko się kończy”.
Podobnie jak w poprzednich tomach z cyklu, również i tutaj akcja nie zwalnia nawet na chwilę. Wątek o uchodźcach wpasowuje się idealnie w czasy, w jakich przyszło nam żyć. I choć pozostaje on tłem wielu sytuacji, nie gryzie mocno w oczy, a wprowadzenie go przydaje książce autentyczności.
Od strony technicznej, Mróz – jak zwykle – rewelacyjny. Jego styl i lekkość pióra to to, co uwielbiam w książkach. Niedługie rozdziały, przeskakiwanie od bohatera do bohatera, od sytuacji do sytuacji, stale trzymają czytelnika w napięciu i nie pozwalają na przerwę w lekturze.
str. 361 – “Przez moment trwał w bezruchu, po czym zacisnął usta i z impetem trzasnął pięścią w blat. Nie poczuł bólu. Uderzył jeszcze raz, a potem złapał kartkę i ruszył w kierunku drzwi. Zamknął je z hukiem i truchtem skierował się do recepcji”.
Pewnie jak znaczna większość czytelników trylogii o Forście, niecierpliwie czekałam na finał i na rozwiązanie kilku kluczowych wątków. I gdyby chodziło o jakąś inną książkę, innego autora, musiałabym napisać, że zakończenie mnie trochę rozczarowało. Ale to jest Remigiusz Mróz. Zakończenie “Ekspozycji” sprawiło, że zbierałam szczękę z podłogi. “Przewieszenie” mną mocno potrząsnęło. Naiwnością byłoby sądzić, że “Trawers” zakończy się teraz jakimś mdłym i ckliwym happy endem, a wszyscy bohaterowie będą żyli długo i szczęśliwie. Oczywiście nie oczekiwałam tego, to zupełnie nie w stylu Mroza, no i właściwie nie spodziewałam się niczego innego, jak kolejnego finału wbijającego mocno w fotel.
W końcu wyszło tak, że jestem trochę zła na autora, że losy bohaterów nie potoczyły się tak, jak JA bym tego chciała. Z drugiej z kolei strony, jestem mu wdzięczna, że ponownie mnie zaskoczył i zapewnił dawkę naprawdę mocnych i dobrych emocji.
Cała trylogia ma – w moim odczuciu – dodatkowy pozytyw. Jeśli chodzi o górskie wspinaczki i góry w ogóle, pozostaję nadal kompletnym laikiem. Czytanie o tym było dla mnie fantastyczną przygodą. I nie ukrywam, że odkrywanie sekretów Tatr w taki sposób bardzo mi odpowiada.
Przyznaję, że “Przewieszenie” porwało mnie bardziej. Bardziej mnie wciągnęło i mocniej trzymało w napięciu. Nie znaczy to oczywiście, że “Trawers” nie wpasował się w moje gusta albo że jest gorszy od reszty książek z serii. Nie, absolutnie tak nie jest. To doskonale napisana trylogia, z idealnie snutą intrygą, z genialnie zarysowanymi postaciami, że świetnie skonstruowaną akcją kryminalną.
Remigiusz Mróz to jeden z najlepszych polskich pisarzy współczesnych.
I choć trochę zwlekałam z sięgnięciem po jego powieści, to teraz cieszę się, że przede mną jeszcze seria z Chyłką oraz kilka innych, pojedynczych, książek. Z ogromną też niecierpliwością czekam na filmową wersję perypetii komisarza Forsta.
Autorowi pozostaje tylko pogratulować, zaś czytelnikom niezmiennie polecam: czytajcie serię o Wiktorze Forście po kolei, zaczynając od “Ekspozycji”, kończąc “Trawersem”.