“Motylek” Katarzyna Puzyńska

Naczytałam się pozytywnych opinii o tej książce, do tego sama postać autorki wzbudziła we mnie sympatię, więc w końcu książkę kupiłam. Lubię kryminały, a ten zapowiadał się bardzo obiecująco. Książka czekała na swoją kolej kilka miesięcy, zanim wreszcie po nią sięgnęłam. Cudna, trochę ponad sześćset stron, ładne wydanie, prawdziwa gratka.

“Motylek” wciągnął mnie już od pierwszych stron. Lekkie pióro autorki pozwoliło przebrnąć przez początkowe podrozdziały, w których poznajemy bohaterów książki, a wierzcie mi, trochę ich jest. Bez zbiorowego bohatera, nie ma według mnie dobrego kryminału. Żeby dobrze się bawić podczas czytania takiej książki, musimy mieć kogo podejrzewać o morderstwo, a im więcej podejrzanych, tym lepiej. I tak jest właśnie u Katarzyny Puzyńskiej.

We wsi Lipowo ginie zakonnica. Zostaje znaleziona tuż przy drodze i wszystko wygląda tak, jakby potrącił ją jakiś samochód, a kierowca zbiegł z miejsca zdarzenia. Niestety okazuje się, że kobieta została zamordowana, a na domiar złego kilka dni później ginie kolejna osoba. W małej wsi takie rzeczy się nie zdarzają, więc mieszkańcy zaczynają się denerwować. Kim jest morderca? I czy obie ofiary zostały zamordowane przez jednego sprawcę? Co miały ze sobą wspólnego? I dlaczego zginęły?

Młodszy aspirant Daniel Podgórski, szef policji w Lipowie, prowadzi śledztwo, w trakcie którego wychodzą na jaw sekrety i sekreciki mieszkańców. Jak się okazuje, nie ma we wsi człowieka, który nie skrywałby jakichś tajemnic, każdy z nich ma na sumieniu mniejsze i większe przewinienia, czasem poważne, czasem zupełnie błahe. Przy tym nie ma tutaj postaci bezbarwnych. Każda ma swoją historię, wady i zalety i swoje życie, takie czy inne. Poznajemy ich wszystkich, co wcale nie jest nużące, choć zdawać by się mogło, że przy tak licznym bohaterze, wszystko nam się pomiesza. Książka jest jednak na tyle przejrzysta, że mnie osobiście nic się nie mieszało, a czytało się z prawdziwą przyjemnością.

Co do samych bohaterów, to mimo ich mnogości, z łatwością możemy wyłuskać spośród nich tych, po których stronie znajduje się sympatia autorki, a zarazem pewnie i nasza. Należy do nich już wspomniany wyżej Daniel Podgórski oraz całkiem nowa mieszkanka Lipowa – Weronika. Weronika Nowakowska niedawno się rozwiodła i wyprowadziła z Warszawy. Właśnie wprowadziła się do małego dworku w Lipowie, gdzie obecnie się urządza i rozpakowuje. Dworek wymaga nieco pracy, podobnie stajnia i wybieg, ponieważ Weronika chce sprowadzić do Lipowa swojego konia. Marzy o konnych przejażdżkach po okolicznych lasach. Bardzo polubiłam Weronikę, głównie ze względu na jej zamiłowanie do starych dworów i zwierząt. Pies i koń – moje dwa ulubione zwierzęta, nie miałam wyjścia, musiałam ją polubić.

“Igor ruszył przodem, machając radośnie ogonem. Lancelot był pobudzony i rwał się do biegu. Chciała dać mu chwilę na rozgrzanie (…). Koń podnosił wysoko nogi w głębokim puszystym śniegu i rozglądał się ciekawie. Kiedy wyjechali na szeroki leśny trakt, dała mu sygnał do galopu. Poczuła przepełniająca ją radość. Od prędkości napłynęły jej łzy do oczu. Koń bryknął rozbawiony. Poklepała go po szyi uspokajająco”.

Lekkość czytania sprawia, że ten sześćsetstronicowy kryminał czyta się migiem i nie ma w nim ani jednej sceny, która okazałaby się nudna, nużąca lub zbędna. Lubię książki, w których każdy dialog posuwa akcję choć minimalnie naprzód, a tutaj właśnie tak jest. Autorka podzieliła powieść na dłuższe rozdziały, których w sumie mamy tu trzydzieści cztery, a każdy z nich to kilka lub nawet kilkanaście krótszych podrozdzialików, czasem czterostronicowych, czasem dwu-, a czasem nawet krótszych. Taki podział pozwala dobrze poznać bohaterów, a jednocześnie pozwala uniknąć znudzenia konkretnymi sytuacjami, a z jednej sceny do drugiej przechodzimy płynnie, bo w każdej dzieje się właśnie coś ciekawego, do czego chcemy koniecznie wrócić.

Natrafiłam w “Motylku” na sentymentalną dla mnie scenę, gdy mowa jest o pewnym kościele na warszawskim Ursynowie.

“Jest tam taki kościół z cegły (…). Pod kościołem otworzono uroczy park z fontanną”.

Mieszkałam tam! Przez ponad dwadzieścia lat! Kościół i park mijałam praktycznie każdego dnia, nie mówiąc o tym, że pamiętam czasy, kiedy kościół dopiero był w budowie, a o parku tylko wówczas się mówiło. Wspomniana jest nawet ulica Pięciolinii, którą znam doskonale, bo bywałam w tych okolicach prawie codziennie. Normalnie poczułam się bliżej autorki 😉

Wróćmy jednak do Lipowa. Tutaj wszyscy się znają. To dość charakterystyczne dla małych miasteczek, gdzie wszyscy o wszystkich wszystko wiedzą. Ale jest ktoś, kto wie jeszcze więcej. Otóż, ktoś w Lipowie prowadzi bloga nasze-lipowo, gdzie opisuje najświeższe ploteczki i zdarzenia. Nikt nie wie, kto owego bloga prowadzi, a sam autor nie chce i nie zamierza zdradzać swojej tożsamości. Oczywiście bloga czytają wszyscy, zarówno kury domowe, jak i bogate żony bogatych mężów, policjanci i dzieciaki. Mało tego, zdaje się, że blogger dowiaduje się wszystkiego znacznie szybciej niż inni mieszkańcy Lipowa. Niezależnie od tego czy chodzi o nową fryzurę sąsiadki, czy też o zabójstwo. Wprawdzie Podgórski domyśla się tożsamości autora, ale na razie zatrzymuje tę wiedzę tylko dla siebie. Osobiście domyśliłam się w końcu, kto jest owym tajemniczym bloggerem, ale też Wam tego nie zdradzę.

A co z mordercą? Po przeczytaniu mniej więcej jednej czwartej książki, uznałam że chyba wiem, kto nim/nią jest. Podejrzewałam trzy osoby. Tylko że im dalej zagłębiałam się w akcję, tym więcej mieszkańców Lipowa wydawało mi się dziwnych lub podejrzanych. Zanim dotarłam do końca i do rozwiązania, nie byłam już niczego pewna, a lista podejrzanych niebezpiecznie się wydłużyła. Łatwiej było mi wskazać tych, którzy na pewno mordercami nie są, niż tych, którzy mogliby nimi być. I to jest największa zaleta tej książki.

Samo wydanie: super. Intrygujący tytuł, rewelacyjna okładka, boska czcionka – czyta się świetnie. Znalazłam jeden błąd rzeczowy, gdzie pomylono imię zamordowanej zakonnicy.

Czy książka ma wady? Ma, bo poza “Złodziejką książek” nie ma książek idealnych. Drażniły mnie powtarzające się stopnie funkcjonariuszy policji. Młodszy aspirant Daniel Podgórski, starszy sierżant Marek Zaręba, aspirant Janusz Rosół, komisarz Klementyna Kopp – przeszkadzało to w nawiązaniu z nimi takiej bliższej znajomości bohater-czytelnik. Moim zdaniem niepotrzebne są aż tak często powtarzane te stopnie, choć nie jest to coś, co jakoś mocno przeszkadza w czytaniu.

Niezwykle irytowała mnie matka Podgórskiego, która również pracuje w komisariacie. Nadopiekuńcza, nadskakująca, wpycha w syna ciągle te swoje ciasta, których on chwilami ma dosyć, potrafi go wręcz besztać przy kolegach z pracy (co dla mnie jest niezrozumiałe i niedopuszczalne), skarcić na posterunku, co dla niego samego jest po prostu niezręczne i krępujące. Nie wzbudziła we mnie sympatii. Oczywiście nie jest to absolutnie wada książki, bo taka akurat jest ta postać i taka ma być. To tylko moje osobiste odczucie.

Akcja książki, przyspieszająca wyraźnie pod koniec, kiedy jesteśmy coraz bliżej rozwiązania, również wcześniej trzyma w napięciu. Autorka potrafi wprowadzić atmosferę tajemnicy i dreszczyku, które tak bardzo lubię w kryminałach i thrillerach. Lubię, kiedy ktoś gdzieś tam się czai i nie wiadomo, kiedy i jak da o sobie znać.

“W końcu ciekawość okazała się nie do opanowania. (…) szybkim ruchem otworzył kopertę. Teraz już nie mógł się wycofać. Za późno. W środku znalazł jedną białą kartkę rozmiaru A4. Nic niezwykłego, zaśmiał się trochę zawiedziony. Przez chwilę poddał się atmosferze tajemnicy i wyobraził sobie, że w środku znajdzie coś dziwnego lub przerażającego. Nic bardziej mylnego. Była tam jedynie zwykła biała kartka. Na środku ktoś napisał jedno słowo”.

Dynamiczna końcówka, z polotem, choć zupełnie nieoczekiwana, zaskakująca, zostawiająca czytelnikowi poczucie, że tyle szczegółów przeoczył, że przecież powinien na tyle rzeczy wpaść sam, bez pomocy. Brawo dla autorki za naszpikowaną klasyką intrygę, za kryminał w takim właśnie klasycznym i wciągającym wydaniu. Zostaję wierną fanką, w planach mam kolejne książki pani Puzyńskiej, a “Motylka” polecam wszystkim miłośnikom kryminału, bo jak widać w Polsce też mamy się czym pochwalić. Prawdziwych kryminałomaniaków książka na pewno nie zawiedzie.

*wszystkie cytaty pochodzą z książki
**opinia również w portalu lubimyczytac.pl

Copyright © 2024. Powered by WordPress & Romangie Theme.