Już kiedyś zamieszczałam podobne wywody na fb, ale ostatecznie blog zmienił swój kierunek dopiero kilka miesięcy temu, a ja lubię mieć wszystko poukładane i uporządkowane i najlepiej w jednym miejscu.
Dawniej, jeszcze parę lat temu, największy problem w moim pisaniu stanowił dla mnie tytuł książki. A może nawet nie największy, ale taki, nad którym najmocniej i najdłużej musiałam się zastanawiać i często nie miałam jeszcze tytułu, pomimo napisania połowy powieści. Tytuł często przychodził sam pod koniec pisania książki albo nie przychodził wcale i musiałam wręcz na niego czekać jakiś czas, zanim się pojawił. Moje dwie pierwsze książki miały z początku inny tytuł niż w chwili obecnej, a trzeciej, najnowszej, sama zmieniłam tytuł tuż przed tym, jak posłałam książkę do wydawnictwa. Ostatnie dwie powieści (jeszcze nie zostały wydane) dostały tytuł z marszu. Pojawił się i został. I jest trafiony w samo sedno.
Teraz najdłużej trwa samo planowanie i początek. Dobieranie imion bohaterów, tworzenie ich teł, czyli rodzin, domów, historii, muszę sobie poukładać w głowie, jak ma wyglądać ich otoczenie, oni sami, muszę ich sobie dokładnie wyobrazić – na ogół piszę w notatkach imię i nazwisko i obok opisuję, jacy są. Notuję, jak wyglądają, jak się zachowują, jaki mają charakter, temperament, ile mają lat, zapisuję sobie ważniejsze wydarzenia z ich życia. Później, już w trakcie pisania, łatwo mi wrócić do notatek i przypomnieć sobie to wszystko, choć w miarę pisania i tak już to wszystko wiem. Notatki to mój najważniejszy plik. Generalnie tworzę sobie folder o nazwie takiej jak tytuł książki, a w nim mam plik notatki, w którym jest wszystko: zarys akcji, opis bohaterów, ogólny plan całości, jakieś dodatki. Obok niego również mapki z Google Maps, poglądowe opisy miast i miasteczek i tak dalej, i tak dalej, co tylko jest mi potrzebne.
Samo tworzenie nowej historii, pisanie planu, wymyślanie bohaterów – zarówno pierwszo-, jak i drugoplanowych, dopracowywanie szczegółów, a później zamykanie wątków i zakończenie, zajmuje mi przeciętnie jakieś 6-8 tygodni. I niejednokrotnie jest to praca trudniejsza i wymagająca ode mnie więcej samozaparcia niż samo pisanie powieści. Jak to już ktoś powiedział: “Plan już mam, teraz będzie z górki – wystarczy to tylko napisać”.
Moi bohaterowie są z początku obdarzeni jakimiś tam cechami charakteru, zwyczajnymi osobowościami, które w miarę upływu czasu i treści w jakiś sposób ewoluują i się zmieniają. Bywa, że w pewnych sytuacjach bohater zachowuje się zupełnie inaczej, niż z początku sobie założyłam – zupełnie jakby zaczął własne życie i nie był uzależniony ode mnie. Zaskakuje mnie samą, jakby wymuszał na mnie pewne zmiany w treści i czasem faktycznie zmieniam dla jego potrzeb jakieś wątki. Wtedy wiem, że bohater jest autentyczny i prawdziwy: oddycha, żyje, czuje.
Często jest też tak, że już w trakcie pracy wracam do planu, by coś dopracować, dopisać i nagle wpada mi do głowy pomysł. Pojawia się z początku malutki i mało istotny, taki, że właściwie nie zwracam na niego uwagi. Brzęczy gdzieś z tyłu głowy jak natrętny komar i irytuje mnie podobnie jak on. Muszę się wówczas zatrzymać. Przestaję wtedy czytać, pisać i słucham tego brzęczenia. Tak się klują dobre idee, które wykorzystuję w książkach. Lubię to. Lubię czuć, że książki, zwłaszcza podczas pisania, często żyją własnym życiem. Fragmenty piszą się same, układają się w jakąś logiczną całość – mam wrażenie, że to często magiczny wręcz proces.
Zaczynałam pisać, kiedy nie było komputerów w każdym domu i u mnie też go wtedy nie było. Kupowałam wkłady do segregatorów A4, mnóstwo atramentu i pisałam wiecznym piórem. Mozolnie wypełniałam strony, jedną po drugiej, zapełniając całe grube tomiszcza. W taki sposób powstała książka “Zdążyć przed świtem”. Pamiętam te kartki i te skreślenia, które robiłam, a potem, kiedy już dorobiłam się w końcu komputera, przepisywanie wszystkiego – matko, jaka to była masakra! Zwłaszcza, że po blisko dziesięciu latach i tak napisałam tę książkę jeszcze raz i dopiero w takiej formie zdecydowałam się wydać. W podobny sposób napisałam i przepisałam trzy, czy cztery książki i do dziś mam awersję do przepisywania czegokolwiek 🙂 Dzisiaj jest łatwiej i szybciej. Mam laptopa, który jest moją ogromną pomocą w procesie pisania, wyszukiwania informacji i który umożliwia mi kontakt choćby z wydawnictwami. Na pewno prościej, ale czy lepiej? Osobiście właśnie tak wolę, więc dla mnie lepiej. Jak to już mówiłam na początku, lubię mieć wszystko uporządkowane w jednym miejscu 🙂